Ja teraz korzystam, że od niedawna jestem zwolniony z podatku plus się załapałem na stypendium, więc równocześnie z wynajmem konwertuję stary garaż, koło którego kupiłem właśnie pomieszczenie gospodarcze i będę łączył księgi wieczyste, na kawalerkę ok 30m2. Żeby mieć na to kasę na czas, specjalnie wcześniej kilka lat brałem kredyt studencki i też tak się uczę, żeby mieć w miarę możliwości z niego duży upust. W wieku 25-26 lat, jak wszystko pójdzie dobrze, będę miał już tę kawalerkę na własność, co uważam za dość dobry wynik i cała inwestycja przy ewentualnej odsprzedaży zwróci mi się kilkadziesiąt procent nawet licząc pod uwagę koszt spłaty całego kredytu. Wszystko bez grosza pomocy od rodziców (a nawet w drugą stronę) - jak jest się gotowym podjąć ryzyko i nie pakuje w dzieci/chujową pracę zamiast wzięcia w garść na studiach, to faktycznie się da ogarnąć naprawdę dobre okazje. Ale to też ode mnie wymagało wyboru nieco „gorszej” uczelni (w sensie nie poszedłem np. na UW czy w ogóle gdzieś zagranicę, gdzie bym dostał dyplom, którym mogę nie podetrzeć sobie dupska), srogiego oszczędzania i niedawno nawet stopniowego sprzedania niemal całego dobytku (gitary, efekty, wzmacniacze, głośniki, aparat - no prawie wszystko, co się dało).
Z drugiej strony z dziewczyną szukaliśmy teraz mieszkania, żeby się nie musiała tułać z psem na pokoju i rynek w Toruniu (który jest w sezonie mocno oblegany przez turystów, a resztę roku przez studentów) w ciągu dwóch lat (bo taki mam punkt odniesienia odkąd ostatnio było szukane) się totalnie zepsuł - mieszkania są drogie w wynajmie, często zupełnie nieprzemyślane w układzie (wersalka naprzeciwko aneksu kuchennego to jakiś hit w tym sezonie - bo oczywiście ludzie podzielili stare mieszkania na dwie-trzy części, żeby więcej zarobić) , a właściciele (prawie zawsze 50+) zachowują się jak nie-wiadomo-kto i w ogóle nie dbają o dobry stan obiektów. Udało nam się w końcu znaleźć fajną kawalerkę 30m2 za 1400+opłaty i to jest już w tej chwili mega okazja. Podobne w Trójmieście pewnie by kosztowało połowę więcej, a w stolicy w ogóle dwa razy więcej. Przecież tak się nie da żyć - jak tu założyć rodzinę, mieć jakieś oszczędności, planować sobie życie, gdy mediana zarobków ledwo pozwala spłacić podstawowe rachunki. Sam jestem pewnie w paru procentach najlepiej ustawionych i przy mniejszym szczęściu i ogarze byłbym w finansowej dupie. Jak słyszę o kredytach na 20-30 lat na kawalerkę, to nie wiem, czy się śmiać czy płakać. Przecież to pętla na szyi i tona stresu, nie można nigdzie się przenieść, nawet przy wynajmie trzeba być chociaż co najmniej w promieniu kilkuset kilometrów.