Tera ja:
Uważam że mam szczęście, albowiem szereg czynników uchronił mnie przed strasznym losem o jakim się wypowiada Zorro.
Otóż ja mam tak, że straszliwie przywiązuję się do przedmiotów(wirtualnych też - wciąż gdzieś mam na dysku jakieś pierdoły co powstawały, kiedy byłem w gimnazjum), więc ogólnie staram się ich mieć jak najmniej, bo w pewnym momencie skończyłaby mi się i tak już ograniczona przestrzeń życiowa.
Dlatego też ustanowiłem sobie zasadę:
Nie sprzedaję gratów. Kropka. Jeżeli coś kupuję, to mam świadomość, że być może zostanie to ze mną jeszcze długo długo, czyli pewnie aż się rozjebie. W ten oto prosty sposób nie dość że mam naturalne (oprócz finansowego) ograniczenie ilości sprzętu, który się przez moje ręce przewinie to jeszcze traktuję te rzeczy naprawdę jak swoje czyli szanuję, ale nie tak, żeby się dało później sprzedać (Nawet moja zajebista 1527 ma obtarty z lekka lakier poniżej wiolinowej E - nie wiem skąd to się bierze tak szczerze ale chuj).
Mój klasyk(pierwsza gitara) to nie był przemyślany zakup - chciałem tylko mieć na czym grać. Oddałem siostrze. Podobnie pierwszy elektryk - leży teraz u kumpla(który notabene pożyczył mi 700 zeta na następną gitarę
). 7321 kupiłem, bo polecił mi go facio który zapierdala szesnastkami w 220 BPM
- szczerze nie żałuję tego zakupu, bo chciałem mieć 7, kasy było akurat, a wiosło służy mi do dziś. 1527 kupiłem z dwóch powodów: Chciałem mieć dobrze brzmiącą, dobrze wykonaną gitarę, której nie będę musiał nastrajać między kawałkami a ponadto w zespole gramy w dwóch strojeniach, a babranie się z przestrajaniem za każdym razem to coś, czego nie lubię.
Ogólnie przemyślane zakupy robię odkąd gram na siódemkach.
Co do efektów i wzmacniaczy: Cóż, w ramach studiów(z drobną pomocą umieszczonych w necie schematów klasycznych kostek) dowiedziałem się jak się takie rzeczy projektuje, co pozwala mi świadomie wybierać. W pewnym momencie stwierdziłem, że na rynku brakuje paru rzeczy, których ja potrzebuję(np. filtr grzebieniowy - absolutny czad niezależnie gdzie wpięty). Dlatego też kostki kupuję, kiedy ktoś sprzedaje np. za 60 zeta. Wtedy nie gryzie mnie sumienie że na samoróbce lepiej bym wyszedł(mam teraz GAS na kompresor, ale żaden nie działa tak, jak ja bym sobie tego życzył - a mam konkretne wymagania przesymulowane na symulatorach).
Klawiaturę sterującą kupiłem bo:
a) rodzina chciała wziąć kredyt na pianino (!).
b) chciałem się wreszcie chociaż trochę na tym cholerstwie nauczyć grać.
Dziwi mnie trochę podejście w stylu "Kupuję gitarę/wzmak/efekt. Sprzedaję pół roku później". Ja dopiero po roku użytkowania 7321 znalazłem jedno charakterystyczne brzmienie, które dotąd spotkałem tylko w konfiguracji lipa/mahoń z klonowym topem(stąd GAS na 3520Z) + przystawka przy gryfie (cewki połączone równolegle - licząc z dołu "czwórka" w układzie H-H i 5-poz przełączniku), barwa skręcona i dopiero po roku użytkowania 1527 w zacząłem w pełni korzystać z ustawienia nr. 3 przełącznika. Wplotłem te brzmienia w moje granie i teraz nie wyobrażam sobie grać na gitarze, która tego mi nie da.
Moim zdaniem nie da się dobrze poznać gratów, jeżeli człowiek nad nimi nie posiedzi długo długo i nie poduma. Ja sobie daję rok na odkrycie czegoś ciekawego w sprzęcie i jeżeli nie znajdę, to albo przerabiam (mój DS-1 przeżył potworną przemianę) albo po prostu pożyczam komuś na wieczne przetrzymanie. A niech se ma i nie wydaje kasy bez sensu.