Nawet nie tyle chodzi o własną satysfakcję tylko o pierdolenie, że mamy kraj wyznaniowy, choć wcale tak nie jest, a jak mamy kraj wyznaniowy to kościół ma pewne przywileje, których mieć nie powinien. I gdyby liczono wg. deklarujących wyznanie to byśmy nie byli krajem wyznaniowym, przez co pewne kwestie byłyby łatwiejsze do rozwiązania i nie marnowano by na nie czasu i pieniędzy. Toteż gdyby apostazja polegała na zgłoszeniu innego wyznania lub braku wyznania i na tej podstawie byłyby oparte statystyki to wkrótce przestalibyśmy być państwem wyznaniowym. Jeszcze szybciej, gdyby na wzór niemiecki, podatek na dany kościół płacili deklarujący daną wiarę, a nie wszyscy jak obecnie. Skończyłyby się pewne farsy, a i dla samych katolików lepiej by było, gdyby kościół był mniejszy, przez co bardziej zainteresowany sprawami duchowymi i swoimi wiernymi. Ale póki co liczą sobie jak chcą, żeby zachować pozycję, no i trudno coś zrobić.
Można dzieci nie chrzcić, ale u nas często nawet ateiści chrzczą dzieci i wysyłają do komunii, żeby nie miało w szkole przykrości, co jest zresztą argumentem wyssanym z dupy, więc ogólnie myślę, że w najbliższych dekadach nic się nie zmieni i czekam na kolejne rekordowe, betonowe chrystusy i architektoniczne koszmarki.