Przeczytałem w życiu więcej książek niż wy zjedliście kotletów
i to baaardzo różnej literatury... WP w obu dostępnych wtedy tłumaczeniach (Skibniewska i Łoziński), zanim się jeszcze zrobiła "modna". Hobbita chyba też 2 czy 3 razy. Tylko czy wy naprawdę nie rozumiecie o czym ja piszę? NIE o książce, a o FILMACH.
WP był do bólu epicki, pompatyczny, wzniosły i... chwała mu za to, bo taki miał być. Aczkolwiek zdecydowanie lepiej ogląda się go w wersji reżyserskiej, gdzie wycięte sceny są zwykle humorystyczne (np. Pip i Merry) i rozładowują atmosferę.
Natomiast Hobbit w takiej konwencji mi nie robi, bo dla dzieci jest za "epic" ze swoją długością, ujęciami przyrody, nawiązaniami do WP i tak dalej, a dla dorosłych zbyt infantylny przez właśnie dziecinność pierwowzoru. W książce to nie wadziło, to właśnie taka fajna, miła w czytaniu, lekka dziecięca bajeczka. Ale film zrobiony w ten sposób to po prostu szmira. W dodatku nastawiona tylko i wyłącznie na natłuczenie kasy, taki WP część 4, 5 i 6 (a raczej -1, -2 i -3 patrząc chronologicznie), bo już wrzucenie książki w JEDEN 3-godzinny film byłoby naciąganiem. Dlatego nie mam pojęcia czym się podniecacie.
I tyle.