Nie jest tajemnicą, że bardzo kibicuję rozwojowi Skervesena i jego wesołej bandy wiosłorobów. Majtki zdarł mi kilka lat temu baryton 28", który dałem Jarkowi do poskładania z moich klocków. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie ogólne w nim wykończenie, spasowanie gryfu, lakierowanie - nie mówiąc o tym, że gitara gra niesamowicie dojmująco i cały czas mi służy.
Od tego czasu czaiłem się na "regularnego" skerva, niestety trochę jak rak do jebania, bo niespecjalnie przepadam za agresorami dla metaluchów. Natomiast mam zawsze mokro kiedy widzę ich topy i malowania. Jakże się ucieszyłem, kiedy Jarek pokazał prototyp niebieskiej Tamandua'y, czyli tele wg Skervesena. Nie zwlekając poprosiłem o zrobienie jednego dla mnie, tak jak to widzi Jarek. Moja jedyna ingerencja w budowę, to wybór klocka i nakładki, koloru, kluczy i mostka PRS, którego darzę dużym szacunkiem. Resztę zostawiłem krzyżackiej przebiegłości Jarka&Co. Byłem niezwykle ciekawy czy wyjdą zwycięsko ze zderzeniem z nieśmiertelnym klasykiem od Leonarda, bez odwracania uwagi przeciwnika za pomocą starożytnej porzeczki, podstrunnicy z pikobello, krzywych progów i dojebanych do granic możliwości pikapów.
PIERWSZE WRAŻENIE
20 milisekund po wyjęciu wiosła z luksusowego kejsa Hiscoxa, od razu dociera do systemu nerwowego fakt, że gitara jest butikowa jak sam Skervesen. Czuć piniąc po prostu. Każdy kto zetknął się z Tylerem, Suhrem, PRS-em, Andersonem z przedziału $3000-$4000 zakuma w czym rzecz. Mózg krzyczy "fuck me!", serce - "harder!!!". Wszystko jest dookrąglone, wypolerowane, błyszczące i nawet zapach się zgadza.
(wszystkie foty by Skervesen)
BUDOWA
Korpus z bagiennego jesionu ze spektakularną, jaworową nakładką "multi-A".
Z tyłu gustowna palisandrowa klapencja na tremolo cavity oraz jesionowa klapka na elektronikę, na której bajerancko wyrzezano logo producenta. Takie detale odróżniają butikowce od masowego plebsu, choć np. taki Suhr i nie tylko, z wiosłami po $7k ma to w dupie.
Gustowna, nieduża główeczka "matching color" ze srebrnym logo.
Godnym uwagi jest fakt, że główka nie jest doklejana, tylko stanowi integralną część gryfu. Na nim jaworowa nakładka z dzikim flejmem, który można zobaczyć jedynie na customshopowych Fenderach i innych drogich wynalazkach. Szkoda, że Państwo tego nie widzą!
Sam gryf jest satynowy, jest to laminat grusza/wenge i wzorzysty jawor jako centralna część. Skervy stawiają na stabilność i fakt - po trzech miesiącach używania gryf nie odgiął się nawet na milimetr. Gruszka - poza nadzieją, że późną jesienią obrodzi w dorodne klapsy, jest materiałem, który porównałbym do klonu.
Lansuję teorię, że to nie nazwa łacińska drewna ma wpływ na sound, ale konkretny kawałek użyty w konkretnym przypadku. Mniemam, że jeśli materiał spełnia brzegowe warunki jednolitości strukturalnej, masy, gęstości, wilgotności i czego tam jeszcze - gitara może być z byle czego i jest duże prawdopodobieństwo, że zagra co najmniej poprawnie.
Tak więc moi mili – smutne pierdolenie o ciepłym mahoniu, szklistym klonie i szybko atakującym hebanie włożyłbym między bajki. Te gatunki brzmią tak
przeważnie, ale niekoniecznie zawsze tak samo. Jeśli nawet różnice pojawiają się w soundzie "z dechy" brzdąkając w nocy na brzegu łóżka, to w 99,99% znikają po wpięciu wiosła w piec, nie daj boże w rozkręconą Mesę, albo Piwi. Pies pogrzebany jest we właściwościach fizycznych konkretnego klocka i będę bronił tej teorii jak Petru kredytów frankowych.
Gryf przykręcany jest na cztery solidne wkręty, jak Leo przykazał. Nic się nie kolebie, przeskakuje, ani kołysze. Komar paznokcia nie wciśnie. Dostęp do zbędnych pozycji jest niezwykle przyjazny, luksusowy wręcz. Rakamakrofą!
SOUND
Po pierwsze i najważniejsze - wiosło gra jak... Telecaster! Juuupiii kurwa! Więcej nie będę o tym pisał, bo ten fakt staje się oczywisty pięć sekund po wpięciu gitary w piec. Jak jest ciekawy o co chodzi, to niech pójdzie do sklepu i se pogra na telesie.
ELEKTRONIKA
Zdecydowałem się oczywiście na klasyczny telesowki układ oparty na secie Bare Knuckle "The Boss". Pikapy mają oddawać charakter brzmienia Bruce'a Springsteena - czyli mięso, głośność i kopnięcie. Porównywałem je z setem "Broadcaster" Kinmana, którego to producenta jestem skrytym fanbojem. Kinmany grają delikatniej, są bardziej przejrzyste i podatne na artykulację. Zapewne z powodu, że są mniej dojarane. Grają ciszej w sensie brumu. Kliny sa ładniejsze i jaśniejsze.
Natomiast tam gdzie błyszczą bure knedle, to krancze i konkretne przestery. Duża masa (jak na tele) soundu, który jest gęsty i przyjemny w górze. Kinomany grają wtedy bardziej rachitycznie z uwypuklonym telesowskim jazgotem. Co kto lubi, natomiast jestem bardzo pozytywnie zaskoczony Bare Knuckle'ami, do których jak dotąd nie miałem szczęścia. Hajgejnowe potwory, które wszyscy lubią, są mi do moich popowo-rockowych popierdywań zbędne, natomiast vintadże wydały mi się jakieś kapciowate. Set "The Boss" polecam natomiast każdemu fanowi telesowego jazgotu. Oba przetworniki grają bardzo równo, nie ma znanego z chujowych przetworników (i mam tu na myśli także "uznane" sety po 100 dolców) "tradycyjnego" spadku głośności przy gryfie, pikap gryfowy solo nie jest cieńki jak kucyk Kijowskiego.
Wiosło, oprócz klasycznego three-way'a posiada dodatkowy, identyczny przełącznik, do którego rękę przyłożył nieoceniony Vicol. W pozycji środkowej nie robi nic, natomiast w lewej robi przeciwfazowy w charakterze sound "telefoniczny", przydatny jako efekt specjalny. W pozycji prawej - sound się zamula i zagęszcza. Kiedy testowałem wiosło na klinach, pomyślałem że Vicol nawąchał się za dużo Wikolu. Natomiast po odpaleniu konkretnego przesteru zakumałem ideę. Brzmienie traci ohydny jazgot, robi się jeszcze bardziej mięsiście i groźnie. Bardzo spoko! Można przesuwać ściany, a uszy nie chcą spierdolić do dupy. Vicolowy przełącznik robi jeszcze różne rzeczy z soundem, w zależności od położenia selektora pikapów. Nie wiem dokładnie co, ale wszystkie brzmienia są użyteczne i cieszą Jahwe.
BEZLITOSNE SŁOWA KRYTYKI
JEDYNE co mnie
trochę drażni w gitarze od Skervesenów, to profil gryfu między pierwszym i trzecim progiem. Mógłby być trochę bardziej okrągły, bo pierwsze wrażenie jest takie, że gryf jest szerszy, niż w rzeczywistości. Gryf jest autorskim, zmiennoprofilowym kształtem Jarka. Profil gryfu zmienia się wraz z wysokością i trzeba przyznać że jest bardzo ergonomiczny i wygodny po pierwszym szoku. Natomiast mam nieśmiałą sugestię, żeby w opcjach dać klientom możliwość wyboru gryfu klasycznego, ot choćby jakieś zgrzebne 'Modern C", żeby takim mamejom jak ja zamknąć ryj.
CIEPŁE SŁOWA OTUCHY
Poza tym do gitary po prostu nie ma się jak przyczepić. Przysięgam, że nie jestem z Jarkiem w zmowie i jeśliby wiosło skrywało jakieś obrzydlistwo - nie zawahałbym się o tym napisać. Macałem w życiu dziesiątki, jeśli nie setki butikowych high-endów, sam mam ich kilka na stanie. Tamanduę można bez wstydu postawić wśród nich i nie sądzę, żeby ktoś o zdrowych zmysłach miał większe wąty. Wszystkie elementy sprawiają wrażenie przemyślanych i dopieszczonych i takie właśnie są. Dodatkowo, co cieszy niezmiernie - gitara gra rasowo i charakternie.
TREŚĆ SPONSOROWANA
Kupcie sobie Skervesena, póki Jarek nie pomyśli, że jest nowym Paulem Reedem Smithem i zacznie żenić swoje paździerze po pięć tysięcy dolców + futerał, co niechybnie za chwilę nastąpi
Dziękuję za uwagę,
Wru