Już, kurwa, brzydsza nie mogła być ? Anonim
[audiostereo mode on]
Szanowni Państwo, niniejszym chciałbym w kilku słowach opisać proces, w wyniku którego stałem się posiadaczem Instrumentu.
Model Shoggie, pochodzący z szerokiej oferty znanej już w szerokim świecie firmy z Pruszcza Gdańskiego, budzi najwięcej ambiwalentnych odczuć wśród miłośników (i nie tylko
) produktów marki Skervesen.
Przy nie podlegającym jakiejkolwiek dyskusji stylu i palecie wykończeń modeli Raptor i 4AP, śmiałej linii modelu Swan, smukłej formie Lizarda czy radykalnej i nowoczesnej wariacji formą modelu Vaptor, Shoggie jawi się jako dziwaczny, garbaty i nienaturalny.
Głównym powodem tegoż jest zarówno brak główki -elementu będącego najczęściej "kropką nad i", dumą, podpisem i chronionym obiektem każdego producenta instrumentów strunowych elektrycznych - jak i korpus wycięty w dziwną krzywą, z górą przywołującą skojarzenie z ssakami pływającymi i dołem gwałtownie kończącym się głębokim wcięciem w miejscu gdzie klasyczne gitary posiadają masę drewna podtrzymującą mostek.
Można zadać pytanie -
na co to komu potrzebne .
Odpowiedź - wbrew pozorom - jest prosta.
Główka będąca estetycznym elementem podtrzymującym klucze i logo często powoduje zjawisko zaburzenia balansu, jest wrażliwa na urazy, powoduje powstanie "wilków" i bywa obiektem niewybrednych komentarzy 'czemu nie w rewersie". Pełne drewniane korpusy wykonane z mahoniu lub innych materiałów poza oczywistym miejscem przyklejenia pickholdera i naklejek stanowią dramatyczne źródło problemów dla użytkownika - powodując dyskopatie, zwyrodnienie odcinka szyjnego kręgosłupa czy asymetrię rozwoju pasa barkowego.
Słowo klucz w przypadku Shoggiego to
ergonomia . Tu nie ma miejsca na zbędne i nic nie wnoszące do tematu elementy. Wszystko co przeszkadza zostało usunięte.
Oczywiście w trakcie pracy zespołu badawczego, priorytetem był brak jakichkolwiek kompromisów co do brzmienia. Słowo klucz - sztywność
rulez .
Nawiązując do świata motoryzacji - klasyczne modele Skervesen to supersamochody, shoggie to Ariel Atom.
Może się nie podobać, ale kopie dupę i zapierdala. No i jest zajebisty.
[audiostereo mode off]
Część I. Budowa. Ja pierdole jak dzieci Pszczółka Szmaja
W okolicy czerwca dostałem drogą fejsbuka cynk: 'u skervesenów zalega gryf do szogiego, długo leżał nie będzie". Tymi słowami Leoś, bijący podówczas pianę wokół krzywych korpusu jakiegoś psa, poruszył strunę, która od dłuższego czasu brzęczała mi we łbie.
Trafił w punkt. Shoggie w momencie pojawienia wyrył w moim zmyśle estetyki szeroką wyrwę do której wpadła większość standardowych modeli i znikła. Chciałem Shoggiego. Bo tak, kurwa.
Gryf podobnież zrobiony był z pao ferro i hebanu, miał jedyną uznawaną przeze mnie konstrukcje czyli NTB i skalę dla odzwyczajonych od standardu - 26/28.
"Multiskale są zajebiste" referował nasz moderator "jak się nie ślepi na progi, to palce same trafiają". Za plecami coś mamrotał że jak się patrzy to można dostać zawrotów głowy, ale tego mi się juz słuchac nie chciało.
Gryf był gotowy, pofrezowany pod osprzet ABM, zatem należało jedynie obudować go jakimś drewnem.
Jakimś. No właśnie.
Na skrzydła trafił jesioń. Amerykański. Bagienny. Na front ulubione drewno basistów grających z Marylą Rodowicz, czyli Spalted Maple. Właściwie mozna by było zakończyć postrunnicą z macassaru, ale... Pszczółka Szmaja pokazał na forum paletkę. I już nic nie było takie samo, bo tam była bubinga. No i tu też jest. Ładna. Zobowiązałem się, że stojak będzie miał lustro.
Na koniec wisienka na torcie. Mój nie znający umiaru prawie-jak-zmysł-estetyczny wbił gwóźdź, ze podstrunnica ma być ze snakewoodu. Bo tak. BO TAK!
Szczęśliwym okazało się, że snakewood ma dobrze właściwości akustyczne.
Wiem, bo pytałem.
Wielokrotnie.
Jak Pszczółka to wytrzymał do dzisiaj jest dla mnie tajemnicą.
Zatem ruszyło z kopyta.
Podstrunnica szła z USA przez nowy meksyk, wschodnie wybrzeże, Jawę, Japonię i Mongolie, wszędzie oczywiście piechotą, ewentualnie rzeczonym koniem lub na plecach jaszczurek. Snadź, że po miesiącu (bądź dwóch) otrzymałem poniższe i świat stał się kolorowszy.
Wkrótce wokół gryfu pojawiły się pozostałe elementy, po każdym etapie odpoczywając. By się ułożyły.
Wiem, bo pytałem.
Codziennie.
Czas biegł swoim tempem, proces budowy szedł łeb w łeb z Tindalosem, a że odległość w kilometrach duża, ciekawość wielka, facebook działał i przecież mógł przesyłać zdjęcia, więc w końcu zostałem podsumowany cytatem z początku.
Część II, Dzień zero. May I have your attention, please? Głośnik w Polskibus.com
I tak nadszedł dzień odbiorów. Wciśnięci w niezwykle nowoczesne wnętrze kołcza marki VanHul opisanego słowami 'tanio, szybko, komfortowo' (trzy słowa, co jak zawsze znaczy 'wybierz dwie opcje') w godzinach rannych, pod słynna rampą w Pruszczu, zameldowaliśmy sie w liczbie 3. Po przywitaniach, zapoznaniu i weryfikacji zeszliśmy do otchłani, która dla wielu zdałaby się rajem.
Aż dziw, że na wyposażeniu są jedynie narzedzia do obróbki, a nie ma ślinociągów.
Część III. Obiekt Ja pierdolę, jakie to małe! ja sam
Tak proszę państwa. Shoggie jest mały. Wszyscy to wiedzą bo czytali i widzieli zdjęcia.
Ale to przysłowiowy chuj, bo nic nie przygotowuje na wstrząs.
Gdzie jest ta gitara? Przecież to ma 8 strun! 28 cali skali! Powinno być takie, no, jak gitara.
Nie.
Jest mniejsze.
Dużo.
Jest lekkie.
Moja waży 3,5 kg, bo snakewood i dluga skala. Paletka Pszczółki waży z 2,7. Z pokrowcem. (pewnie zawyżyłem i zaraz dostane jeby)
Czy wygodne?
O tak. Asymetryczny gryf, dostęp do wysokich pozycji, wszystko idealnie.
Wykonanie.
Chyba nikt nie ma żadnych wątpliwości. Masterclass. Zero baboli, progi lustrzane, tylko jakoś nierównolegle. No i główki nie zrobili.
Podsumowanie i garść fotek by
Mondo . Ja umiem robić tylko zdjęcia polipów. Nie chcecie oglądać.
Spesifikasją :
konstrukt: NTB
typ: Shoggie (ktoś ma jakieś wątpliwości ?)
gryf: 5 części pao ferro/heban
skala: DPF 26/28, progi z chromoniklu.
podstrunnica: snakewood / heban
korpus: jesion / spalted maple (top) / bubinga (back)
mostek: ABM
klucze: jakie, kurwa, klucze???
elektronika: BKP VHII / Aftermath
więcej zdjęć w spoilerze:
Spoiler Część IV. Brzmienie Zamówiłeś nowoczesne wiosło, a dostałeś strata Leon
Na pokładzie dwa BKP, VHII i Aftermath. Jeden potek, bo tone jest dla... nie wiem kogo właśnie.
Brzmi jak się zachce. I do djentu i do rocka, i do fanka, na cleanach zrywa czapkę. Reaguje na dynamikę niesamowicie, akcenty na basowych strunach od fortepianu po slapowany bas.
Na splicie VHII ma szklankę jak strat. Atermatha moge użyć na cleanie i jest ślicznie nawet bez splitu (tak, ja wiem że nie wypada, ale mam to w dupie). Z acoustic modem we wszystkim lepiej, więcej pazura w przesterach, przestrzeni i czytelności na cleanach.
Brzmienie bardziej zrównoważone w pasmach, mniej druciane niż Tindalos, środek nie wkurwia, wybrzmiewanie równe, różnic pomiedzy dynamiką strun basowych nie stwierdziłem.
Jak się przypierdoli to kąsa, jak muska to łka.
Multiskala - przyzwyczajenia faktycznie nie wymaga. Polecam! (żanet kaleta). Dużo trudniej ogarnąć szerokość gryfu, dla tych co nie mieli w rękach 8ki (porównywalna z 6 strunowym basem)
Szanowna ekipo Skervesena -
chapeau bas ! .
Cieszę się jak dziecko.
Spoiler Cholerni paraliteraci na tym forum podnieśli mi poprzeczkę NGD w tym tygodniu i musiałem się wynurzyć pseudointelektualni e. Fuj.
Spoiler Niech mi teraz który napisze 'klucze krzywo', HA!