Przez bardzo długi czas walczyłem z takim problemem. 100W lampa z paczką 412 i piiiiskkkk. Moje miejsce w ciasnej salce jest frontem do kolumny w odległości ok 1,5m więc najgorzej jak się da. Lekarstwo? Pikupy 1mm w dół, decimator, i umiejętna praca pokrętłami gain volume i master. Mój wzmacniacz to co prawda nie Fendmess tylko Sidewinder, ale sądzę, że procedura jest podobna. Głowę ustawić na pełne 100W co pozwala na zastosowanie niższych ustawień volume i master. Gain z umiarem. Moje ustawienie to gain na 4 (zegarowo za 10 dwunasta) Volume na 5 czyli za 5 dwunasta i master nisko nie wiem ile bo nie ma skali, ale myślę, że może na około 1/4 skali ledwo. Przy tych ustawieniach mam głośność burzącą mury i sprzężenia tylko przy bardzo długo wybrzmiewających dźwiękach mimo włączonego Tube Screamera. Na sprzegi decimator działa o wiele lepiej kiedy jest wpięty w linię. W pętli fajnie wycina szumy pieca ale ustawienia redukujące sprzęgi są niebezpiecznie blisko ustawień tnących sygnał gitary a clean ścina niemiłosiernie więc przy zmianie drive/clean trzeba decimator wyłączyć. W linii nie dość że lepiej radzi sobie ze sprzęgami to jeszcze nie tnie claeanu. Przerobiłem kilka pickupów i wydaje mi się, że najmniej sprzęgał Hellfire ale na 100% trudno to powiedzieć bo nie ma możliwości bezpośredniego porównania w tym samym wieśle w tym samym czasie. Wiem natomiast że najbardziej piszczą mi EMG które mam obecnie ale mam to w dupie bo to moje ulubione pikupy. A niieee najbardziej siał SH13. To są metody sprawdzone przeze mnie. Podobno na sprzęgi mają jeszcze wpływ kable, ale tego nie sprawdzałem. Na mieście krąży też legenda o kolesiu który piszczał na kablu a przestał jak zastosował bezprzewód, ale ja go nie znam i nie widziałem , nie słyszałem...