Tuż przed Ashoką przeleciałem przez Rebelsów i ja z kolei uważam, że Filoni jest dużo lepszy w robieniu animek niż tego typu seriali, bo niektórym aktorom ewidentnie brakowało wskazówek jak prowadzić swoje postaci przez sezon (z tytułową Ashoką na czele, ale także ewidentnie brakowało mocnego pomysłu, jak kształtować interakcje Sabine z resztą ąturażu). W Gwiezdnych Wojnach nie trzeba naprawdę wiele, żeby postać miała epicki rozmach i tutaj zabrakło mi mięsa ze strony tych szczególnie interesujących postaci, a za dużo było dialogów, które chyba pisał George Lucas w konsultacji z koordynatorami intymności Netflixa, bo nawet jak na Star Warsy bywało drętwo i mdle. Te nawiązania do feudalnej Japonii były do pewnego momentu kul, a od pewnego przerysowane, przesadnie dosłowne i kompletnie od czapy. Dla mnie takie średnie 6/10, bo było też sporo fajnych rzeczy i ogólnie Thrawn to zajebisty (i dzięki niebiosom, dobrze obsadzony) złol i wywalenie książek o Thrawnie z kanonu to chyba największa zbrodnia Disneya na Gwiezdnych Wojnach zaraz po Rise of Skywalker, więc Filoni ma i tak dozgonny szacunek za przywrócenie go razem ze sporą częścią contentu z okolic dziejowych starej republiki.
Posty połączone: 06 Paź, 2023, 14:39:24
A tak przy okazji, to przemęczyłem nowe Sex Education i ogólnie nie tykajcie tego gówna nawet długim kijem, to jest absolutne apogeum Netflixowości we wszystkich jej przejawach i absolutna zbrodnia na świetnych aktorach, którzy w tym grają. PRAWIE KAŻDY dialog to moralizujący monolog udający autoterapię, wszystko jest mówione na głos i nawet najciekawsze postaci są redukowane do roli tokenów. Ogląda się jak te protestanckie filmy w stylu "Bóg Nie Umarł 7", tylko w wersji "biały, relatywnie bogaty millenial z Kalifornii próbuje pisać postaci LGBT z pokolenia Gen Z".