To była raczej ogólna refleksja, takie osobiste "imadżyn ol de pipul" - zamachy w Bejrucie czy Paryżu, wszelkie konflikty na całym świecie - wszystko o problemy z szerszej perspektywy tak błahe, że faktycznie refleksja bierze, że chyba coś musiało pójść nie tak. Teraz jeszcze w Europie będzie coraz gorzej z rasizmem i ksenofobią, stereotypami tak prymitywnymi, że gdyby człowiek nie wyściubiał nosa znad książek, pewnie by nawet w najczarniejszych myślach nie pomyślał, że ludzkość, mając tak duży bagaż doświadczeń, tak łatwy dostęp do tej wiedzy, nadal się w tym grzebie.
Co do Czarnobyla, doczytałem i dopiero teraz rozumiem, o co chodziło. Ale tak czy siak, IMO analogia jest nietrafiona, bo nie mówię, że nie ma tam ryzyka epidemii. W takich warunkach aż się o epidemię prosi, że tak to wulgarnie ujmę (a czy epidemia ma nas obchodzić tylko, gdy trafi do Europy?), ale najwyraźniej ryzyko epidemiologiczne jest wciąż na tyle małe, że zostało zbagatelizowane i nie dotarło do mediów - a zauważ, że wystarczył jeden gruźlik, by cała prawicowa strona internetu zakrzyknęła "a nie mówiliśmy!". Po prostu bez wyraźnych argumentów, choćby szczątkowych raportów, danych - wciąż filozofujemy o ryzyku, a szczególnie biorąc pod uwagę to, jak "negatywnie historycznie" jest nacechowane to stwierdzenie, nie jest ono zbyt poważnym argumentem - na pewno nie wystarczającym, by wpływać na decyzję o losie tych wszystkich ludzi.