Znowu się dyskusyja wywiązała. Ja od siebie dodam że w zupełności rozumiem MrJ. Jeszcze kilka lat temu w mojej parafii był ksiądz, który oprócz tego że był księdzem, to był też spoko człowiekiem. Jak chodził po kolędzie to oprócz zwyczajowej modlitwy i machania kropidłem znalazł czas na przyziemną sympatyczną rozmowę, a na koniec wspominał żeby o ile to możliwe, częściej pokazywać się w kościele. Wszyscy go szanowali i nikomu nie przyszło do głowy żeby ni wpuścić księdza do domu.
Ksiądz się zmienił na takiego młodego, nadgorliwego i upierdliwego. Tak zawzięcie chce wszystkich nawracać że ma to odwrotny skutek. Ludzie jeszcze mniej chodzą do kościoła, a w dniu kolędy unikają go jak mogą, bo nikt nielubi słuchać skiężomoralnonawrac ającego pierdolenia o zbawieniu i uczestniczeniu we mszy 2x w tygodniu. Mojej ciotce, która do kościoła ma 10km i żyje za 600zł renty, powiedział żeby zrobiła sobie prawko i kupiła samochód na raty żeby móc jeździć na msze. On tak na poważnie i bez przerwy.