Jak w 10 lat nie jesteś w stanie uzbierać 10% wartości nieruchomości to jak chcesz spłacić pozostałe 90% w kredycie na 30lat które łącznie daje spłatę 180%? W kolejne 180 lat?
Mój przykład. Jeśli chce się mieszkać i żyć to z pensji etatowej jest ciężko i trzeba się z tym pogodzić. Brzmi to może absurdalnie, ale załóżmy 75k czyli 10% z 750k daje nam 625 zł miesięcznie. Dużo, czy mało to kwestia indywidualna. Żeby uzbierać tyle w 5 lat to robi się prawie 1200 zeta w miesiąc. Doliczasz do tego koszty mieszkania i reszty. I okazuje się, że samodzielnie mieszkając w kawalerce i zbierając przez 5 lat miesiąc w miesiąc i odkładać trzeba robić to konsekwentnie. I to 1200 zeta miesięcznie. I teraz tak. Jeden miesiąc wypada kanałówka. Innego musisz kupić garnitur do pracy albo inne gówno. Kolejny urodziny kogoś tam. Czwarty miesiąc wymieniasz sprzęgło w passacie. Oczywiście po drodze dochodza zmiany stóp, inflacja itp. Albo dochodzi inny gruby wydatek. Albo musisz zmienić chatę
nowy czynszojad wymaga dwukrotności kaucji. Ja tak mogę wymieniac w nieskończoność. Drugi etat? Spoko opcja, konsekwencje w życiu prywatnym albo zdrowiu,,się okaże". Jakiś handelek, może giełda żeby dorobić? W pizde, ale nie każdy się zna i można wyjść jak chuj w dupie. A potem zmiana przepisów i obligatoryjnie 20%
Jeśli jest opcja 10% i to z dupą albo żoną to wiadomo, dwie pensje, wydatki się rozkładają itp. no ogólnie łatwiej. Ale jakkolwiek wydaje się to absurdalne nie móc odłożyć 10% w 10 lat ale ja np jestem w stanie to zrozumiec bo życie różne pisze scenariusze. Ja pewnie bez pomocy starych nadal bym zbierał i chuj wie kiedy bym uzbierał. Ceny mieszkań czy gruntów wyjebały zdecydowanie zbyt szybko w porównaniu do przeciętnych zarobków, które owszem, też niby wzrosły, ale nadal bez szału. A tu jeszcze trzeba żyć, leczyć się, albo co gorsza - mieć dzieci

No dokładnie o tym mówię.
Przyznam się szczerze - jeszcze do względnie niedawna regularnie przesiadywałem weekendami w barze. Teraz, z dziewczyną, to jakoś nie mam już takiej potrzeby, więc nie wydaję na to aż tyle. Ale wydaję na dziewczynę, kolacje co prawda w domu, ale przecież nie zrobię jej makaronu z serem wiejskim, tylko coś sensownego.
Ostanim czasem ciężko było nawet 100 odłożyć - trochę na własne życzenie mimo wszystko, raty za gitarę, raty za GPU, za tablet, cokolwiek, teraz tablet spłacony więc już nie mam tego na głowie, ale cholera, nie po to się żyje, żeby spędzić pierwsze 30+ lat życia w ascezie, licząc tylko żeby starczyło na michę i kredyt na mieszkanie. Jak tak ma wyglądać życie, no to na chuj mi to tak, jaka w tym wartość. Zresztą, nie tylko pierwsze, ale i kolejne, bo dostając już kredyt trzeba go spłacać - choć tu powinno być łatwiej, bo już na swoim i nie trzeba oddawać 1/3 wypłaty za wynajem pokoju 15 metrów, lol.
Ogółem też mam w tym momencie cholernie ważną decyzję do podjęcia - za tydzień kończę pracę w obecnym korpo, dostaję solidny bonus na odejście, teoretycznie mógłbym blisko rok siedzieć na dupie i rozwijać się w branży która mnie interesuje, licząc że kiedyś zobaczę z tego pieniądze robiąc co lubię - albo pogodzić się z faktem, że jest cholernie ciężko się wybić, pieniądze schować, iść do gównokorpo zarabiać dalej.