My = większość ludzi w tym kraju - brzmi lepiej? Tabor Warszawa, ale nie rzecz w tym co się dzieje w miejscu gdzie spływa cały kraj po pracę. Wystaczy pojechać 200-300km w kraj - na Śląsk, Mazury i posłuchać co mówią ludzie. Nie to co nam podają w prasie czy w tv. To na dodatek zapętla się z gospodarką - to że rolnikom się nie opłaca (a po paru latach już nie chce) produkować. Kredyty pod zastaw ziemi, sprzętu etc. Rosną ich dzieci - teoretycznie kończą szkoły, studia - i nic to nie zmienia, bo mentalnie tkwią w przeszłości swoich rodziców. Tak, za komuny było rolnikom lepiej - w ich rozumieniu tego co jest lepiej. Obiektywnie patrząc. Wpojono im system pasywny. Co nie wyprodukują to skup przyjmie. Stała, nierynkowa wartość produkcji. A teraz się nie da tak i jest źle. Wielkie zakłady pracy w sytuacji wolnorynkowej nierentowne, sprzedawane, zamykane. Przychodzi nowy właściciel i nie da się, pracownicy niereformowalni, chcą przychodzić do pracy a nie pracować.
Aby rolnik dostał emeryturę "rolniczą" musi przepisać gospodarstwo na dzieci. Przepisuje. Dzieci sprzedają ziemię, bo chcą "zjeść" a nie pracować. "Zjeść" czyli samochód wakacje, zaczynają budowę domu, którą to budowę nie skończą bo zjedzą całą kasę zanim wyjdą z fundamentów. Jadąc przez Polskę zwykłą drogą zobaczymy sporo takich domów, bez dachu i na sprzedaż.
Dlaczego na Mazurach (i to nie jest kwestia 2-3 miejscowości, które znam bo rodzice mają w pobliżu działkę/dom) nie uprawia się warzyw tylko ciągnie je z Warszawy? Dlaczego ludzie nie uprawiają - dla siebie - tych warzyw tylko chodzą kupować je do sklepu za wielokrotność tego co kosztowało by zasadzenie + podlanie? Bo się im nie chce (chociaż nic nie robią bo nie mają pracy poza wynajęciem pokoju turystom i wysłaniem kuponu totolotka) i to jest już cytat z rozmowy z tymi ludźmi. Ludzie w dużym stopniu zatracili cechę przedsiębiorczości, bo zbyt długo byli pasywni i "jakoś to było". I z tymi ludźmi w skali ilościowej nie jesteśmy gotowi na zmiany. Mentalnie. Bo oni nie przeszli jeszcze zmian, które były circa 15 lat temu.
Pracownik wysłany do Klienta - ma to totalnie w dupie jak wypadnie w oczach Klienta, bo to nie jego firma, skończył dopiero co studia. Jedzie do Klienta, zawala temat - nie przygotował się, nie zrobił na spotkanie tego co czarno na białym było ustalone. Klient wściekły, rezygnuje. Ciąg dalszy chłopaka po studiach. Jak chce jechać na wakacje to nie bierze urlopu tylko lewe zwolnienie od lekarki z rodziny. Oczywiście przed wyjazdem nic nie dopilnowane i cała jego robota spada na inną osobę, która się tym tematem nie zajmowała, skutek taki, że temat zawalony dla Klienta - więc się pytam - jak to ma działać, skoro ludzie mają takie podejście od początku swoje "kariery" zawodowej? Od początku pracy skupiają się na tym, jak nie pracować. Jak zorganizować wszystko aby jak najmniej robić "bo prywatna firma to wyzysk". To co będzie oddawał od siebie firmie to w najlepszym wypadku minimal. Takich przykładów mógłbym podać setki - tylko szkoda czasu na ich wypisywanie. Jeżeli nie spotyka Was bylejactwo pracy innych osób jakie bywa w tym kraju to tylko można się cieszyć.
Tak na marginesie - mam swoją firmę i to co robię ze swoim czasem o 12:06 w dzień to moja sprawa - ale w temacie opierdalania się - ile osób z etatowców w tym momencie siedzi na fejsie, forach i pitoli zamiast pracować? Ja na swój czas na pitolenie na forum już zapracowałem dzisiaj.
Im większy zespół/grupa robocza tym bardziej widać ten problem pt. komuś się nie chce i ma wszystko w dupie - bo jest na etacie i to nie jego firma, więc nie będzie się przepracowywał. Jasne, możesz sam lub z kilkoma osobami, którym się chce, nie boją się ciężkiej pracy zrobić coś konkretnego, ale spróbuj to zrobić w większym zespole, gdzie zależności mnożą się. Ile będzie problemów, przeszkód aby zrobić coś w terminie i z założoną jakości - a ile z nich będzie realnych. Oczywiście, jest proste rozwiązanie - rozliczanie z rezultatów pracy, co sprowadza się do systemu wynagrodzeń premiowych/prowizyjnych a nie realnego etatu.
Przez ostatnie 15 lat miałem okazję wyrobić sobie poniższe zdanie na podstawie: a/ pracy w korporacji b/ kierowania zespołem c/ własnej firmy - i całościowo kontaktów z ludźmi. Tak, jest o uogólnienie, wyłącznie moja opinia, nie nabrałem jej z prasy tylko z doświadczenia - czegoś czego albo byłem świadkiem albo siłą rzeczy częścią - można się z nią nie zgadzać.
Może źle się wyraziłem - bardzo szanuję ludzi, którym się chce i którzy nie boją się cieżkiej pracy. Ale ilość nierobów wokół mnie dobija. Rosną tylko oczekiwania. Że będzie praca, że po studiach należy się ludziom praca. To jest myślenie prosto z PRLu, skąd one się wzięło jak nie z domu? Gdzieś to musieli usłyszeć.
A poza tym jest zajebiście - w tym kraju i z ludźmi nie wpisującymi się w bylejactwo i zgorzkniałość. Da się robić tutaj, da się tu robić i sprzedawać za granicą Polski. Są ludzie, którzy zaczynają rozmowę nie od wylania żali i problemów. Są ludzie, którzy cieszą się, że komuś coś wychodzi.
Natomiast - powtórzę w wersji może bardziej przystępnej - w tym kraju niewiele się zmieni, bo zbyt mało osób jest zainteresowanych zmianami. Większość czeka na efekty tych zmian - i to jest pasywność dla mnie analogiczna do pasywności peerelowskiej. Niestety nic nikomu już się nie należy.
Tak więc wkurwia mnie, że jest tak wiele osób, w tym młodych osób, którym się niewiele chce i które chcą mieć podane na tacy wszystko. Ale wkurwia mnie to tylko wtedy, gdy muszę z takimi osobami współpracować. Na tym kończę wylewanie frustracji
Posty połączone: 26 Cze, 2014, 13:07:21
...
Żyjemy w kraju, w którym patologicznie wpojono przez kilkadziesiąt lat opierdalanie się. Nie oczekujmy, że się coś tutaj zmieni, bo rosną kolejne pokolenia - wychowani przez ludzi zgorzkniałych i spaczonych latami komuny. Ludzie idą na studia i oczekują, że ktoś ich zatrudni, bo są tacy zajebiści - i pełni oburzenia, że jak można pytać na rozmowie o pracę "co wniesie Pan swoją osobą do firmy, grupy roboczej".
Mentalnie jesteśmy niegotowi na zmiany - nie ma chęci na ciężką pracę, ale za to jesteśmy gotowi na kolejną porcję narzekania.
Zwyczajnie nie mogę sie z tym zgodzić. Przesadzasz i nieuprzejmie generalizujesz, imputując co niektórym fałszywe wartości. Mimo mojego wkurwu na ludzi, na rząd i całą bez wyjątku scene polityczną, znam wielu wspaniałych ludzi z którymi warto coś robić.
Jarek, ale komu ja coś imputuję? to poszło do kogoś personalnie? Jasne, że przesadzam - ale to nie jest wątek do labulatoryjnej precyzji. Tak, są też w tym kraju wspaniali ludzie, inaczej bym tutaj nie mieszkał. Ale Ci wspaniali mnie nie wkurwiają, więc wiesz rozumiesz - o nich nie pisałem w tym temacie