przedwczoraj znów miałem okazję zawalczyć o życie Szymonia.
Pierwszy raz była akcja już przy samym porodzie, bo Małemu zaczęło słabnąć tętno, to narobiłem wrzasku i się wzięli dopiero do roboty!...
Co do metody, każda dobra, jeśli skuteczna, ja mojego pochyliłem trzymając za kl.piersiową i energicznie 2 razy jebłem mu w plecy z liścia...
Eee! Przypomniałem sobie, że jedną ręką naduszałem brzucho, a drugą pukałem w plery. To były sekundy.