Prawdopodobnie zmasowany atak alergenów na ciałko, albo wirus. Dziś mają być tzw. wyniki, ale młodzian dzielnie się broni, jest lepiej.
ED: Bycie w różnych niecodziennych miejscach uczy. (Jak ktoś chce widzieć w życiu coś poza końcem własnego kutosa...)
W pokoju z Szymonkiem była kobitka, która przyjechała z dzieckiem na urlop do ojczyzny, z nowej szkockiej ojczyzny. Jej synek był chory, ale co kaszlnął czy podskoczyła mu gorączka o 0,5st., to robiła straszną panikie. Pielęgniarki były na nią strasznie wkurzone i nas (z Żoną) też już zaczynała irytować. Babka do tego stopnia się zestresowała, że w końcu sama się rozchorowała, teraz leży w domu, a małym 24h musi opiekować się babcia...
Ale któregoś dnia Ania pogadała z nią i okazało się, że była poprzednio w ciąży i odkleiło jej się łożysko. Lekarze przegapili to i w konsekwencji tuż przed porodem dziecko zmarło i takie nieżywe musiała urodzić, a później pochować. I tak to czasem może się na sprawę lub człowieka całkowicie zmienić optyka...
BTW: teraz dzieci nie mają normalnych imion. Na oddziale z Szymonem są akurat maluchy w jego wieku, więc jest głośno i wesoło. Ale Szymon to ma chyba najbardziej normalne imię. Poza nim biegają: Oliwier, Gabriel, Maksymilian oraz 2-letni Franio, którego matka składa usteczka w ciup i konsekwentnie zwraca się: Franciszku!...