U mnie w domu córa "włatcuje". Połtorej roku ma.
Zazwyczaj w zabawie prosimy - pokaż nos, pokaż ucho itd.
Tym razem to Ona mnie tak potraktowała:
Łapie się za głowę i mówi: głowa!
Ciągnie się za włosy i pyta: co to?
No to ja jej na to, że to głowa, a na głowie rosną włosy.
Córka się coś zdenerwowała i powtarza cały cykl, ja jej daję takie same odpowiedzi, a ona się jeszcze bardziej denerwuje.
W końcu mnie oświeciło... Kolejny cykl:
Łapie się za głowę i mówi: głowa!
Ciągnie się za włosy i pyta: co to?
Ja jej na to: Włosy!
No i dziecko wreszcie szczęśliwe, bije mi brawo...
Wychodzi na to, że mam jej nie tłumaczyć tak oczywistych rzeczy. Ona przecież wie, że włosy rosną na głowie i umie odróżnić te dwie rzeczy. Ja mam po prostu odpowiadać na pytania krótko, treściwie i dostarczać jej rozrywki
Nabrała po tym przynajmniej więcej szacunku do mnie i jak pokazywała znowu głowę to już nie mówiła mi głowa, tylko od razu pytała "co to?". Tata już też umie odróżnić te dwie rzeczy... Brawo ja...