Jest tak - w niemal tym samym czasie 1. pozmieniało mi się trochę w sprawach organizacyjno-finansowo-zawodowych, do tego 2. sprzedałem 106tkę, więc 3. 306 musi ze mną na razie zostać, bo planowane kupno nowego auta zostaje przesunięte przynajmniej do wiosny.
I teraz do konkretów - jeśli chcę sobie spokojnie jeździć w/w autkiem przez ten czas, to i tak kilka rzeczy wymienić trzeba: olej, filtry, łożysko w kole bo zaczyna się mocniej odzywać. Możliwe że także amortyzatory z tyłu, bo zawieszenie nie wybiera tak jak bym sobie tego życzył. Ogólnie kilka setek pójdzie, a do tego i tak muszę dołożyć przegląd i ubezpieczenie na kolejny rok bo w grudniu wychodzi.
A jak się uprę, to dorzucę do tego wydech (stary i tak puszcza) i naprostuję ślad po agresywnej doniczce

nad tylnym zderzakiem, bo mnie to estetycznie wkurza, i wtedy w ogóle jest "lać i jeździć".
W związku z tym, skoro i tak będę miał z tym autem spokój natury technicznej, to czy jednak go nie zostawić? Zwłaszcza, że w zeszłym roku (w momencie kiedy nie planowałem jeszcze kupna drugiego, przeprowadzek itepe) zrobiłem mu generalny remont - sprzęgło, półosie, synchronizator, regulacja silnika. Z belką mam spokój na następne ca. 50 tysięcy, z rozrządem zresztą też, tylne hamulce zrobiłem dosłownie 2 miechy temu, elektronika jest git, odpala na dotyk, motór chodzi naprawdę fajnie, rudej nie ma bo nie ma prawa być, mam komplet dobrych zimówek, letnie alusy 15, długo by wymieniać...
Do tego auto jest całkiem wygodne, absurdalnie pakowne jak na swoje wymiary, dynamika wystarcza na takich trasach jakimi jeżdżę, itedeitepe. No i znam w nim każdą śrubkę.
Tylko jest jedno podstawowe "ale" - wartość rynkowa. A jest ona żodna. ŻODNA

Bo nie dość, że jest to model w ogóle nie trzymający ceny (nie wiem dlaczego, ale np. utrzymane 106 kosztują więcej niż utrzymane 306

) to jeszcze kompletny golas - podstawowy silnik 1,4, szyby na korbkę, mechaniczne lusterka, brak klimy (albo chociaż szybra), standardowa tapicerka. No jedno wielkie NIC - bo 1 poduszki, wspomagania i radia z empeczy nie liczę. No i lakier odrapany na chyba wszystkich możliwych elementach, więc wizualnie też kicha.
A do tego "bogacenie" tego auta wcale nie jest proste, o ile do takiej 106tki jest części do groma to znajdź np. ładne wnętrze do 306 z trzema drzwiami... O SWAPie nawet nie ma co wspominać.
Więc mam niezły paradoks - sprzedawać auta mi się nie opłaca, bo pójdzie za cenę części wsadzonych do niego przez powiedzmy ostatnie 2 - może 3 lata, ale inwestować też nie ma sensu, bo to trochę jak pozłacanie kibla

- może i się będzie świecić, ale nadal pozostanie kiblem

Z góry dzięki za jakieś rady, opinie, przemyślenia itepe. Nie muszą być poprawne politycznie i zgodne z moim tokiem myślenia, może to nawet i lepiej
