Gizmi, jestem synem dyplomowanego leśniczego, więc poszanowanie do natury wyssałem nie powiem skąd. Ale jak widzę w środku miasta lichą lipkę, olchę, albo jakiegoś innego chwasta, który zajmuje cztery miejsca parkingowe, to mnie telepie.
Samochody lubię, bo bardzo mi się podoba opcja sprawnego przemieszczania po mieście bez pomocy rakiet śniegowych i psich zaprzęgów. Natomiast nie pożałowałem kasy, żeby sobie kupić pueblo 30 metrów od rezerwatu i dzięki temu drzewa widzę co rano, jak się przeciągam na balkonie. Mam dzięki temu pewność, że mi ich nie wytnie. Podobnie wszcząłbym larum, gdyby ktoś chciał ciąć Pole Mokotowskie, albo Park Skaryszewski. Natomiast na jakieś klony, z których mi kawki na łeb srają kiedy sobie spaceruję w centrum stolicy mam całkowicie wyjebane. Miasto dla ludzi, ale wioska też dla ludzi - taniej i masz drzewa wszędzie na rzut kartoflem