Nie wiem, czy to nie urban legend, ale kiedyś słyszałem historyjkę, że jak po Idolu Zalef poszedł do wytwórcy (chyba Sony Music Poland?) z materiałem, jaki chciałby nagrać, to usłyszał coś w stylu: "no tak.. hmm... nie no wiesz, fajnie i w ogóle, tylko jedna rzecz tutaj gryzie... bo wiesz,
przesterowane gitary to straszna wiocha"
Nie wiem czemu u nas w mediach panuje przekonanie, że ludzie lubią to, co leci w radio. Spotkałem w życiu tylko jednego człowieka, który woli to, co w radio, niż mieć własną kolekcję muzyki - ale to dlatego, że on nie ma własnego gustu i właśnie lubi to, co mu się powie, że jest fajne i całej reszty to "nikt nie słucha" - obecny facet mojej mamy nie chce mi uwierzyć, że nie znam nikogo, kto by słuchał tego, co on (radio zet i inne takie dziwne stacje), stwierdził że musiałem się wbić a jakieś bardzo dziwne środowisko (nie ważne, że to nie jest kwestia środowiska znajomych, a otoczenia GDZIEKOLWIEK
). Reszta ludzi, w dowolnym pokoleniu, ma swoje rzeczy do słuchania i marudzi, że aby w radio coś znaleźć, to trzeba się nierzadko naszukać, zwłaszcza o pewnych określonych porach.
Za to na zachodzie, np. w UK, ponoć mają wręcz poczucie obowiązku promować swoich narodowych wykonawców, choćby nie wiem jakie dziwne i niszowe coś tworzyli (OBOK całego tzw. mainstreamu) - a wręcz to też jest fajne, bo daje więcej wyboru, poza tym jest czymś "nowym, świeżym" lub chociażby "na odmianę". U nas się wszystkich równa do jednego i nawet to, co wg. polskich mediów jest mainstreamem ma chuja wspólnego z tym, co w rzeczywistości nim powinno być patrząc na to, czego słuchają ludzie.