textwall.
Spoiler Hm, sprawa jest bardziej skomplikowana, bo wcale nie jest tak, że praca w kamieniołomie będzie resocjalizować. Terror i zastraszanie nie działa resocjalizująco. Wręcz przeciwnie, jedynie rozwija skurwysyństwo do granic możliwości - wyobraźcie sobie, co się w takim kamieniołomie będzie działo, jakie będą relacje między więźniami, oraz między więźniami a władzą/klawiszami i jak to będzie wpływać na osobowość człowieka. Oczywiście moje osobiste poglądy są raczej kompatybilne z waszymi, bo: 1) jestem przeciwny dogmatowi niezbywalnych godności i praw człowieka - nie oszukujmy się, zostały one stworzone przez ludzi, dla ludzi, a wolność i przywileje jednego człowieka kończą się tam, gdzie zaczynają się drugiego. 2) jak praktyka pokazuje, nie każdy potrafi te prawa i godność innej osoby uszanować. Wszelkiej najgorszej maści skurwysyństwo typu seryjnych morderców, gwałcicieli, pedofili i innych pokurwieńców (zwłaszcza recydywistów, jako że odrzucili daną im szansę), dla których już nie ma nadziei na prawidłowe funkcjonowanie w społeczeństwie, powinno się poddawać karze ostatecznej - nie, nie śmierci (ta jest głupotą, w ogóle technicznie to nawet nie jest kara, bo kara ma za zadanie wywołać zmianę w zachowaniu człowieka, a śmierć to uniemożliwia), tylko właśnie karze pozbawienia praw człowieka (skoro nie potrafi uszanować ich u innych, to sam na nie nie zasługuje). Taki ktoś stawałby się czymś na kształt niewolnika publicznego (nie wiem jak to inaczej określić). Co prawda to, do czego zmierzam to też nie byłaby tak do końca kara, no ale. 3) tak czy siak, jako że taki ktoś nie miałby już nic do stracenia (poza życiem w męczarniach), powinien trafiać właśnie do kamieniołomów o wyżywieniu pozwalającym na ledwo przetrwanie, podobnież w warunkach tylko tyle zapewniających, bez absolutnie żadnych luksusów. 4) oczywiście na BEZWZGLĘDNE DOŻYWOCIE (i najlepiej być na ryju jak jakieś bydło oznaczonym, aby każdy wiedział w razie jego ucieczki), bo jak wspominałem, takie coś by nikogo nie zresocjalizowało, a utworzyło państwo w państwie rządzące się prawami dżungli i każdy, kto tam wejdzie albo szybko popełniłby samobójstwo, albo by się dostosował i już tym bardziej nie nadawał absolutnie NIGDY do wypuszczenia, byłby zbyt niebezpieczny. I to zjawisko by zachodziło nawet gdyby pominąć element pozbawiania praw człowieka, nie oszukujmy się. Za to pełen wikt i opierunek kłóciłyby się z ekonomiczną ideą tego przedsięwzięcia - a wręcz nobilitowałoby skurwysynów, gwarantując im pracę, co wg. niektórych przy dzisiejszych stopach bezrobocia byłoby de facto nagrodą, a nie karą. Ale teraz drugi punkt widzenia, który miałem wyłożony na zajęciach z psychologii, ten poprawny politycznie - wbrew pozorom całkiem sensowny, tylko nieekonomiczny właśnie. 1) jak wspomniałem, kara ma za zadanie sprawić, że człowiek będzie się zachowywać w sposób pożądany. Ale nie chodzi tutaj o przymus, bo to działa jedynie na krótką metę i prędzej czy później będzie recydywa, nierzadko gorsza niż początkowe przewinienia, a na pewno też sprytniejsza, trudniejsza do ścignięcia. 2) karany człowiek musi zrozumieć co i dlaczego zrobił źle (samo powiedzenie "kradzież jest zabroniona" nie starczy - trzeba sprawić, aby ten człowiek uwierzył, poczuł to, że zrobił źle, zrozumiał dlaczego jest zabroniona, aby jego moralność stała się zgodna z chronionym przez prawo systemem. Ponad to, musi uważać, że kara jest współmierna przewinieniu - inaczej poczuje się właśnie bezkarny w przypadku zbyt lekkiej kary, albo skrzywdzony w przypadku zbyt ciężkiej, skazany niesprawiedliwie (ile to przecież kolesi siedzi w więzieniach "za niewinność" i szczerze w to wierzy?) 3) statystycznie najlepsze pod względem resocjalizacji są np. kraje skandynawskie, gdzie chyba każdy słyszał w jakich warunkach jest Breivik i jeszcze trolluje, że mu mało; natomiast np. w takiej Turcji człek wychodzi z więzienia zamiast jako np. drobny rzezimieszek, cholernie niebezpieczny socjopata - wyszkolony we wszelkim kryminalnym fachu. To daje do myślenia. Także jeśli celem systemu karnego ma być sprawianie, ze te wszystkie zjeby staną się porządnymi obywatelami, wtedy niestety w grę wchodzi tylko socjal i topienie w nich ciężkiej kasy, potencjalnie w błoto (nie ma gwarancji, że każdego się uda "naprawić"). Natomiast jeżeli celem ma być zadośćuczynienie szkód, to kamieniołomy na dożywocie. To są dwie skrajności i osobiście uważam, że wszelkie wypośrodkowane wersje (jak np. to, co mamy w Polsce) łączą w sobie wady obu z nich, a zalet żadnych (czyli tracimy w chuj kasy, a resocjalizacja na chujowym poziomie). Jedynym ewentualnym sposobem na pogodzenie tego byłoby ew. metoda "poprawna politycznie" za pierwszym przewinieniem, a w przypadku recydywy kamieniołom. Tylko obawiam się, że nadal wtedy resocjalizacja będzie więcej kosztować, niż zyski z tych "publicznych niewolników"...