o jakimś przypadku zerwania gwintu na jednym z prętów w basie szóstce kiedyś słyszałem. nexusa bodajże.
a dostroić oczywiście, że tak, wyraziłem się nieprecyzyjnie 
tylko, zanim się uzna, że warto kręcić jeszcze bo krzywizna nie taka, warto poczekać chwilę 
Ja też słyszałem różne rzeczy o prentach. Jak to ktoś usłyszał trzask dobywający się z leżącego futerała i okazało się, że w stracie fendera ni stąd ni zowąd pierdolnął prent. O rozjebanych nakrentkach/gwintach tesz słyszałem. Ale wiedząc w jaki sposób ludzie siem zabierajom za regulację, domyślam siem w jaki sposób takie cuda sie dziejom. W ogóle co jeden to lepszy. Pamiętam minę wielce zdziwionego kumpla, gdy mu powiedziałem, że w nowo kupionej gicie; w której po wzięciu prosto ze sklepa nakrentka najzwyklejszego prenta (o pojedynczym działaniu) była totalnie poluzowana; na dzień dobry nie pierdoląc się wykonałem 4-5 obrotów. Stwierdził, że mogłem go wbić w gryf

(zajebiste kurwa wyobrażenie o działaniu tak prostego mechanizmu)

i powinienem robić 1/8 obrotu, odczekać kilka dni, zrobić znowu...

Wyobrażasz sobie, ile by mi to zajęło?
Ja ustawiam od razu do docelowego kształtu, stroję, ponaginam gryfa, w jednom w drugom stronę, pogram chwilę, jak coś jest nie tak, to ewentualnie skoryguję o ułamki obrotu i cześć. A rzadko muszę cokolwiek jeszcze doregulowywać. Nawet w tych pierdolonych ośmiostrunowych długogryfowych dziwadłach uzyskanie pożądanego przeze mnie reliefu sprowadzało się do jednorazowej regulacji. Dwa razy może mi się zdarzyło poprawiać i zawsze po dłuższym czasie: w moim dżeku(na drugi dzień) z cienkim wiotkim klonowym gryfikiem i w skerveseńskiej prosiałce z mahuniowym gryfem(po 4 dniach grania). Ale potem już był spokój.