Cześć,
Prezentuję swój nowy nabytek. Informacji na temat NashVegas na necie jest niewiele, trafiłem na niego zupełnie przypadkiem przekopując się przez Ceneo. Reakcja: "WTF?! Dean robi tele?". Myślę sobie: "Nówkę ze sklepu to najwyżej odeślę z powrotem, co mi tam".
Gitara przyszła wczoraj, krótki test po pracy czy wszystko działa. Szybka wymiana strun i przestrojenie w dół żeby móc zabrać od razu na próbę, na setup nie starczyło czasu, ale wymagać będzie jedynie drobnych korekt. Na obiad też nie starczyło czasu, są ważniejsze sprawy.
Jeśli o aspekt wizualny chodzi to było prawie idealnie. Znalazły się jakieś 2 dziwne czarne punkciki na korpusie, które podniosły mi ciśnienie, bo wyglądało jak by była puknięta, ale zeszło pod paznokciem. Potencjometry i gniazdo nie latają, nic nie trzeszczy. Jest git.
Grając na elektryku od początku na gibsonowskiej skali i mostkiem tune-o-matic, miałem obawy jak się odnajdę z telecasterem. Prawa ręka musi się rzeczywiście trochę przestawić na hardtaila, ale nie jest źle. Za to gryf, ojezu, najwygodniejszy jaki miałem w łapach. Byłem pewien, że nie mając czasu na pogranie sobie na nowej gitarze coś na próbie skopię, ale nic, wszystko ładnie wchodziło.
Brzmieniowo to sobie jeszcze poporównuję ze starą gitą na SH4/SH1, ale jest dobrze. Na gorąco to brzmienie jest bardziej zwarte i ma więcej góry niż Schecter Solo-6, mniej zmulone, ale potrafi przywalić dołem. Środek musiałem podbić na EQ. Pickup pod mostkiem mógłby trochę mocniejszy sygnał dawać, ale może wystarczyć będzie jak go podciągnę w górę. W ogólności, gruz jest, ale będziemy jeszcze rzeźbić.
Próbki i może jakieś ładniejsze fotki ogarnę przez weekend. A póki co:
W łóżeczku po rozpakowaniu.
Spoiler I w transporterku.
Spoiler