Tja, może wreszcie kiedyś nasze kochane społeczeństwo dorośnie do tego, że praca CIĘŻKA niekoniecznie musi oznaczać FIZYCZNA. Równie dobrze, jak nie lepiej, można się napieprzyć nie podnosząc niczego cięższego ponad kubek z kawą. Kto miał kiedyś wymagającą umysłową robotę przez dłuższy czas, ten dobrze wie jak można być po tym wykończonym. Ale kretynowi od kilofa nigdy tego nie wytłumoczysz.
Miałem te obie przyjemności: 3 lata robót na magazynie, a tera bania mi tak paruje, że poezja, a dźwigam ino po parę kaw dziennie. W sumie to i trzecią przyjemność też miałem: komponowanie i granie koncertów. Miesiąc temu myślałem, że umrę: 2 koncerty dzień po dniu.
Ideał: grać i z tego żyć. Ewentualnie (czyli realnie
) granie = hobby, a do tego praca fizyczna za dobry grosz - i luz na bani... Zaczynałem robotę, to powiedziałem: mogę robić wszystko jeśli dobrze płacą, nawet myć świnie! A gratis będę im jeszcze fantazyjnie kręcił ogonki
(to moja tajemnica jako pracownika dla młodych pokoleń - dać czasem coś z siebie więcej, niż chcą).
I to wcale nie jest OT. Zrozumiałem dawno, że z grania nie będę żył w tym kraju. Nie ma chuja.
Ed: najlepsze było przejście, jak firma jebła i z dyrka zacząłem dorywczo worki dźwigać. wujek żadnej pracy się nie boi