Jedzie sobie TIR polską drogą krajową, wiadomo, co chwila drzewka, a tam ssaki leśne. Nasz kierowca olewa panienki i przy wylocie z lasu zatrzymuje się - stoi sobie zakonnica i macha ręką, coby ją podwieźć. Kierowca jako, że dobrym człowiekiem był zatrzymał się i wziął zakonnicę. Jadą sobie kawałek, wjechali w następny obszar zalesiony i zakonnica zaczyna:
-My zakonnice to mamy nudno; to msza, to różaniec, to post i tak człowiek całe życie. Nie to co wy, po świecie jeździcie mnóstwo dziewczyn macie...
Kierowca jako, że rozgarnięty był, zrozumiał do czego zmierza jego towarzyszka. Zatrzymali się więc na jakiejś polance w lesie, coby tirem dało się jakoś wykręcić i od razu przenieśli się na tył szoferki. Kierowca zdejmuje spodnie, a zakonnica rumieniąc się ze wstydu:
-Tylko w odbyt proszę, bo... widzi pan, proboszcz co tydzień nam błony sprawdza.
Jak chciała tak zrobili. Skończyli, ubrali się, wyjechali. Przejechali jakieś 2 kilometry i zakonnica mówi:
-Wy kierowcy to macie fajnie, po świecie jeździcie, dziewczynek mnóstwo, a my pedały musimy kombinować...