Tak naprawdę zapomniałem o najważniejszym: w dobie nieprawdopodobnego rozwoju technik realizacyjnych, hasło "studio" przestało mieć rację bytu. Przychodzi się do człowieka. Jeśli wie o co chodzi (czyt. nagrał przynajmniej 2-3 płyty dla poważnej wytwórni/uznanej kapeli/kapeli na której nagraniach się wzorujecie (choćby lokalnej)/pracuje jako realizator w radio/telewizji) znaczy to, że ludzie chcą z nim pracować ze względu na jego umiejętności i jeśli okażecie mu odrobinę szacunku i zaufania - zrobi zapewne wszystko, co w jego mocy, by przy dostępnych środkach technicznych uczynić Wasz trud możliwie najatrakcyjniejszym dla odbiorcy.
Jeśli gość jest młody i ma kiepskie doświadczenie, ale widać, że realizacja dźwięku, to jego pasja - nie bójcie się - uczyni to samo.
Rozmawiamy o nagraniu Waszego pierwszego dema, które i tak NIE ZAPEWNI WAM NA RAZIE rozgłosu na miarę Meshuggi. Mam niewątpliwą przyjemność i nieprawdopodobny przywilej obserwować od czasu do czasu NAJLEPSZYCH Z NAJLEPSZYCH w naszym kraju. Zaręczam Wam, że człowiek o mniejszej renomie, który swoją pracę traktuje poważnie - zapewni Wam zbliżone, a czasami lepsze efekty. To tylko kwestia szczęścia, marki i wyjątkowego splotu okoliczności (pomijając bezsprzeczny talent i pracowitość), że ludzie o których mówię mają taką, a nie inną pozycję.
95% procent czynników składających się na tzw. "sukces" zależy WYŁĄCZNIE od Was. A są to: szacunek dla tego, co robicie oraz dla kolegów z zespołu, PRACA nad warsztatem, zdobywanie wiedzy o teorii muzyki (nie mówię o teorii szkolnej, która NIGDY w niczym nie przeszkadza), technikaliach, sprzęcie, metodologii pracy muzyka i zwykłego, życiowego szczęścia.
Nigdy, przenigdy nie wieszajcie psów na ludziach, dzięki którym jesteście w takim, a nie innym miejscu swojej muzycznej kariery. Ponieważ nie wiecie w jakich okolicznościach i kiedy na nich traficie następnym razem. Może to wtedy oni okażą się górą i potraktują Was taka samo, jak Wy ich w przeszłości. Może to brzmi banalnie, ale nigdy dość o tym powtarzać.
pozdrawiam