Grałem szatana na singlach w marnym Squierze. Szatan był malutki i strasznie brzydki, ale zabawa była przednia.
Tylko czasami, kiedy będziecie leżeli ze swoją żoną/mężem na kanapie i słuchali ipoda w trybie shuffle - poleci znienacka "Bleed" Meszugi. Wtedy on(a) popatrzy Wam w oczy i powie: "Pamiętasz? To była nasza piosenka..." A Wy odpowiecie: "Weź mnie, kurwa, dziewczyno nie osłabiaj, przecież to wioska, wyglądali z tymi ósemkami jak debile, teraz się gra na różowych dwójkach. Puść coś Milesa".
Uwielbiam Twój cynizm Wróblu (Wróble? Wróblrze?
), ale nie był bym sobą gdybym nie polemizował. Faktem jest, że większość moich znajomych wraz z gęstością zarostu na pysku, nabrali ochoty na Milesa czy Hancocka. Ale różnie bywa, w zależności o przeżyć traumatycznych w młodości. Patrz Yonka, który jako dziadek prawdopodobnie będzie grał na siedemnastce, zamiast siódemki, łamał metrum na 49/16 i grał przy ognisku od czasu do czasu Maczugę na klasyku dla przyśpiewki. Ja tak samo, mimo że już chrystusowe mam za sobą, szukam extremum w innych brzmieniach aranżacjach, klimacie. Bluesa i jazzu (klasycznego) nie czuje i już. Czuć nie będę. Z tego dalej wychodzi preferencja brzmienia. Tak naprawdę mam w dupie to czy to 800 czy 5150 czy DR czy Cube30, ważne czy gra z phaserem, flangerem, delayem i robi się z tego noizz. Bardzo proszę, nie nadawaj patosu ludziom, bo stracą chęć do odkrywania, skoro i tak mają wrócić do 800
A konkretnie, nie lubie środka, mimo że wiem że jest potrzebny, chociażby jak sam zauważyłeś w studiu. To jak muszę grać na próbach, na scenie, do wieloślada, nie jest tym co słyszę w głowie i nie mam niestety na to wpływu, ale chęć osiągnięcia tego jest zawsze silna.
To tyle, więcej sie nie wypowiem bo nie jestem osiemsetkowcem..