Mówisz o tym że ktoś nie przyjmuje wymówienia czy o tym że większość boi się zmian i zmianę pracy traktuje jako ostateczność?
Bardziej to pierwsze. W sensie - jestem na dziele, więc coś takiego jak "wymówienie" mnie nie dotyczy, ale trochę jakby, ekhem, podważano sens powodów, dla których rezygnuję.
Mam ostatecznie się zdecydować w przyszłym tygodniu, ale mam wrażenie, że część osób może się obrazić jeżeli nie zdecyduję tak, jak by sobie tego życzyli.
W sumie ostatnim razem kiedy ja rezygnowałem to też się (dawny) szef obraził. Ale nie wiem czemu, skoro to on łaził bez spodni po biurze.
Jeśli nie masz w treści zapisu o warunkach wypowiedzenia to nie możesz jej zerwać bez porozumienia stron.
przeca pisze, że jest na umowie o dzieło. czyli zwykłe "odpierdolcie się" starczy za wypowiedzenie.
w przypadku umowy na czas nieokreślony obowiązuje trzymiesięczny okres wypowiedzenia.
Owszem, można, ale wtedy zleceniodawca może uznać, że dzieło nie zostało dostarczone i robić z tego tytułu problemy.
Jeśli nie masz w treści zapisu o warunkach wypowiedzenia to nie możesz jej zerwać bez porozumienia stron.
Rzecz tutaj się rozchodzi o to, co będzie po tym, jak "dostarczę dzieło" (czyli jak skończy mi się ta umowa).
Chcą ze mną podpisać następną i nie każdy przyjmuje słowo "nie" lekko.
Ja wiem że to nie brzmi tak źle, ale ten - umowa kończy się za ponad miesiąc i ja tych ludzi będę spotykał w tym czasie prawie codziennie.
No to jednak problem jest u Ciebie
"nie" i już. Mówisz, że znalazłeś lepszą robotę i tyle.