A to jest doszukiwanie się wad na siłę, czy ich obiektywne wskazywanie?
To jakbyś kupił płytę. Przez 10 pierwszych minut zachwycasz się produkcją, miksem dokładnym do nanosekund, superhipermastering
iem, tonami mięcha rzucanymi przez gitarmenów, czytelnym basem, itedeitepe. A potem orientujesz się, że słyszysz nie ludzi, a jakieś sterylne dżdżdż, że teksty są na poziomie Ich Troje, a kompozycja to 3 motywy na krzyż, tylko zasłonięte połamaną perkusją (zresztą striggerowaną do granic, bo to prostsze niż równanie żywego perkmana grającego do mikrofonu). To jest czepiactwo, czy jednak coś innego? I czy wtedy tylko i wyłącznie ze względu na stronę techniczną, ocenisz całe dzieło (film, płytę, łotewer) jako dobrą, skoro reszta leży?
Jak chcecie obejrzeć dobrą historię dziejącą się w kosmosie, to macie do wyboru do koloru, od "Obcego" po nawet "Apollo 13". Takich widoków jak w "Grawitacji" tam co prawda nie będzie, ale przynajmniej po pół godzinie nie zaczniecie się zastanawiać, czy oglądacie film fabularny czy dzieło typu "najładniejsze widoki z kosmosu"