Znalazłem ostatnio w końcu chwilę na obejrzenie "Atlasu Chmur". Film jest zajebiście niespójny, część wątków jest typowym wypełniaczem, niezmierzającym do żadnej konkretnej konkluzji, pozostałe w ułomny sposób próbują mierzyć się z problemami, które ludzkość miała, ma i mieć będzie bo ludzie są ludźmi... Ma się wrażenie, że wraz z jądrami Larrego (teraz już Lany), rodzeństwo Wachowskich straciło większość swojej mocy twórczej.
Chyba oglądaliśmy dwa różne filmy, mi się bardzo podobał, niespójny najwyżej zaledwie trochę, IMO na pewno nie jakoś szczególnie na tle holywoodzkich wypocin ostatnich lat.
Nie wiem, może kwestia tego, że nastawiłem się na naprawdę dobry film, ale po tych wszystkich ochach i achach nad tym filmem, byłem zwyczajnie coraz bardziej rozczarowany z każdą minutą. Część z tych wątków nie wnosiła absolutnie nic, poza rozwodnieniem akcji/ kolejną złotą myślą z zeszyciku trzynastolatki. Ale to jest jedynie moja pobożna opinia, gustibus non est disputandum i rozumiem, że komuś film mógł się podobać, na przykład, bo jest ładny, co trzeba mu oddać.