Szczerze mówiąc jak dzielę brzmienia na dwie kategorie :
Dobre i hujowe.
Jeżeli brzmi dobrze, to nie ma znaczenia z czego brzmi. Reszta to kwestia mobilności i mentalności. W domu gram przez VST na creativach za 69zł, na próbach na starym combie, na koncertach na englu, w studio użyliśmy 5150 i Savage na 212 Mesy, a Ibek K7 zjadł Gibola LP Standard. Już ostatnia kwestia (K7 vs LP) wystarczy by onaniści się oburzyli. Ale docelowo, ostatecznie, finalnie dla słuchacza (lub grającego czy producenta/realizatora) sound jest albo dobry, albo do dupy i czegoś mu brak. Zdarzyło się i tak, że było to mini solo grane na stracie wbitego prosto w stół ze starymi strunami przez symulację bodaj PSA. Who cares at all? Równie dobrze można wyciągnąć stack'a mesy, pytanie tylko czy wpłynie to finalnie na 'zajebistość' kawałka.
Wynik ma być dobry, jak dla mnie środek do celu jest mniej ważny.
Każdy ma swoje dobre i złe strony, ale jak dla mnie - każdy z gitarzystów powinien te strony po prosto dostrzec i umiejętnie wykorzystać, bo stawianie się na jednej z barykad jest krokiem w tył.
Innymi słowy - owszem, szczegół tworzy dzieło - ale również rozwodzenie się nad szczegółami zatraca sens całości. Bo fractal brzmi jak 99% mesy ale nie jest mesą. Nie musi nią być są ważniejsze rzeczy - na przykład jak siedzi w miksie. W nagraniach kluczowa sprawa. A potem pytanie, jak ustawiony brzmi dobrze live. Wszystko. Cokolwiek byśmy nie ustawiali.