Social Network reż. David Fincher
Długo czekałem na nowy film Finchera. Choć jego poprzedni "...Benjamin Button" był nieco rozczarowujący to jednak facet zrobił "Se7en", "Fight Club" i "Alien 3", więc wierzyłem, że jeszcze wróci z czymś mocniejszym. Gdy jakiś czas temu pojawiły się potwierdzone informacje, że Fincher robi film o twórcy "Facebooka", pomyślałem że to koniec jego kariery. Ale film się pojawił, opinie zbierał bardzo dobre (gdzieś nawet pisano, że "to dzieło filmowe na miarę Ojca Chrzestnego"), a muzykę skomponował Trent Reznor (fuckyeah!), więc nabrałem nieco nadziei.
Wczoraj obejrzeliśmy z lubą i...
... byliśmy zachwyceni.
Trzeba mieć kurwa talent, żeby tak klimatycznie i wciągająco przedstawić historię nudnego informatyka z Harvardu. Właściwie przez cały film tylko gadają, ale jest to tak dynamiczne i tyle w tym różnych emocji, a klimat jaki Fincher zbudował obrazem + niepokojące muzyka Reznora, tworzą wrażenie, że oglądamy thriller z intrygą polityczną, a nie kłótnie studentów.
Zdania o filmie są podzielone, bo niektórzy nie zwracają większej uwagi na takie rzeczy jak obraz, muzyka, czy dialogi i dla osób szukających w filmach przede wszystkim rozrywki będzie to nudny film o gadających informatykach.
Dla mnie
9/10.
Gdyby było więcej muzyki Trenta przez cały film, dałbym dyszkie. To (obok muzyki z "Ravenous") jeden z najciekawszych soundtracków jakie słyszałem w mainstreamowym filmie i taki buduje nietypowy klimat, że mogli sobie darować inne utwory i tłuc Reznorowe brzmienie przez cały czas.
