New Pies Day!

Moje opowiadanie zacznę od momentu w którym pierwszy raz miałem okazję spotkać się z głównym bohaterem tekstu. Było to około pół roku temu w Krakowskim schronisku "tocz kamień" (ang. Rock'n'Roll). Wybrałem się tam z moim kolegą-muzycznym terrorystą. Wchodząc do schroniska obejrzeliśmy kilka marnie wyglądających zwierzaków po czym zeszliśmy do katakumb gdzie ujrzeliśmy potężnego bydlaka (foto u góry). Był to groźnie wyglądający pies z jakimiś byczymi (ang.bull) genami, a wabił się Pitt (wołaliśmy więc na niego Pittbull). Jego właścicielem był doskonały treser z szajki Redemptor. Poprosiliśmy go o zgodę na "zabawę" z bestią i sprawdzeniu jak został wyszkolony prostymi poleceniami. Miały to być wyłącznie polecenia typu "daj głos!" (brzmiały mniej więcej "E, D, C, Ź"), także bez problemu uzyskaliśmy zgodę. Pierwszy spróbował mój czar(-ek)ujący towarzysz, jednak zwierzak robił sobie z niego jaja. Co ten wydawał mu polecenie Pitt cicho i bez wygaru pojękiwał niczym kulawa wiewiórka afrykańska. Wszystko wskazywało na to, że bydle robiło sobie z niego jaja. Tak na prawdę wcale mu się nie dziwię, bo polecania były wydawane bardzo nieprecyzyjnie, mało stanowczo, a w dodatku zamulonym głosem (

). Nie mogąc na to patrzeć podszedłem do Cezarego przejmując jego rolę. Tym razem sytuacja diametralnie się zmieniła, zamiast jęczeć jak wiewiórka syczał jak ranny zaskroniec pospolity. Zawiedziony tym co usłyszałem chciałem odejść, żeby pooglądać resztę zwierzyny. Coś mnie jednak tchnęło, aby zobaczyć jak sam treser sobie z nim radzi. Przekazałem mu więc swoją dwudziestosiedmio calową pałeczkę treserską i czekałem aż ten zaprezentuje mi możliwości Pitt'a. Stało się! Chłopaczyna zaczął wydawać polecenia i robił to stanowczo, zdecydowanie, szybko i z taką gracją, że się zakochałem, w obu. Pies warczał jak opentany, byłem w szoku, wystraszyłem się i spierdoliłem do domu w popłochu. Było to doświadczenie na tyle traumatyczne, że słyszałem jego ryk całą drogę, nie mówiąc o portkach, które były cięższe o parę kilogramów.
Po powrocie do domu, zrobiłem sobie herbatkę i wyszukałem w necie informacji o tym stworzeniu. Dowiedziałem się, że jest to wyjątkowo groźna mieszanka genetyczna najgroźniejszych przedstawicieli rasy psów-byków. Został on stworzony w laboratoriach Stanów Zjednoczonych przez zdolnych kamieniarzy (made by rockers in usa).
Pewnego szarego i strasznie chujowego dnia, czyli dzień jak codzień, na giełdzie portalu dla mniejszości seksualnych pojawił się bardzo podobny do tego ze schroniska stwór. Wystawił go znany handlarz najgroźniejszymi zwierzętami świata i chrustem-El Zorro. Sprzedawał go ponoć po to, żeby kupić jakiegoś łagodniejszego zwierzaka- prawdopodobnie złego kota (ang. Bad Cat) lub piekielnego kota z plantacji kukurydzy Forda (Hellcat by Cornford). Oczywiście ujrzawszy jego ogłoszenie nie dopadł mnie żaden GAS (groźna choroba panująca wśród homoseksualistów), nie ma mowy. Atakuje ona najczęściej zaraz po ujrzeniu fajnego sprzętu (ang. dick) na giełdzie. Zapytacie, jak to mnie nie dopadł? Tak to, odpowiedź jest prosta= w rzeczywistości piesek wcale nie był fajny, szczekał jak pizda, a to co napisałem w poprzednim akapicie to jakaś okrutna ściema. W dodatku, jedyną osoba która miała pełne portki po usłyszeniu Picia był mój partner, Czarek. Jednak, jako że uwielbiam go wkurwiać, a pondto dostaję orgazmicznej satysfakcji widząc zazdrość w jego oczach, kupiłem tę psinkę

Długo czekałem aż przywędruje pod moje drzwi (chuja długo, jeszcze tylko parę dni...jeszcze? wtf?). Prawdopodobnie ma zamontowany pod skórą jakiś GPS czy chujwieco, a być może tego pieska skrzyżowali z gołębiem pocztowym, chuj by wyczuł. W każdym razie nie widzę innego, racjonalnego wytłumaczenia na to jak ma do mnie trafić (a mieszkam na totalnym zadupiu). No mniejsza. Jako, że wzmacniacz tak na prawdę jest jeszcze u
Zorra Wróbla, a ja piszę to żeby później nie słyszeć "gdzieee NADeee"x100 i mieć czas na spokojne pogranie gdy przyjdzie, to sobie pozmyślam pierwsze wrażenia wspominając Pitt'a. <patrzy rozmarzony w niebo=ściema on> ... Położyłem potworka na plecach Jerzego Engla, mojego otyłego przyjaciela z czterema żołądkami (nosi rozmiar XXL) i zacząłem penetrację...psa, nie Jurka (żeby nie było). Jako, że lubię głośno wykrzykiwać imię partnera podczas stosunku, a on go nie miał, ochrzciłem go Wzmacniacz. Zatem, Wzmacniacz brzmiał jak gówno, jednak szybko się zorientowałem że to ja pcham jak cipa (omg), a psinka tego po prostu nie toleruje. Gdy sobie to uświadomiłem natychmiast zmieniłem technikę i zrobiłem kilka potężnych posunięć. Już po pierwszym silniejszym posunięciu wszystkie psy w okolicy zaczęły warczec. No chyba, że on sam tak szczekał, a jest to po prostu ta trójwymiarowość brzmienia o której wspominał El Zorro, who, kurwa, knows. Co prawda trochę sucho miał w gardle (całowaliśmy się), ale dam mu jakiegoś dopalacza i mu się mokro (ang. wet) zrobi... <ściema off> Dokładnie tak sobie wyobrażam pierwsze ogrywanie

Zapraszam teraz państwa do onanizacji, pod spodem zamieszczam materiały pomocnicze:




Podziękowania:
Jeszcze raz, tym razem oficjalne podziękowania dla Zorra za wspaniałą transakcję przeprowadzoną w atmosferze miłości i życzliwości :*
Dla Terrormuzika za to, że mi zazdrości i oczywiście wszystkim pozostałym zazdrośnikom. To dla Was kupiłem ten amp!
Dla Harrego_Manbacka za wymianę moich potężnych jaj (ang. Powerball) na jego Ibaneza, dzięki czemu byłem w stanie szybko pozyskać gotówkę na psinę.
Dla Wszystkich tych, którzy nie zdążyli kupilć Pittbulla, a planowali (m.in. buziaczek dla Coin'a). Cieszę się, że go nie macie

i ostatnie podziękowania skieruję do Wszyskich, którym powinienem podziękować, ale jako że jestem bucem, to o nich zapomniałem

I piosenka:
Wasz bajkopisarz,
Musia