Z innej beczki, chociaż też spożywczo.
Szokłem wczoraj rano otwierając butelkę mleka z lodówki - mianowicie zaczęło "żyć własnym życiem"
I to w strasznie dziwny sposób - ani na zsiadłe (mogło się zdarzyć), ani na "gluta jebiącego rybą"
(też bywa), tylko na... na "kłaczki" które wyglądały jak zaczątek twarogu. No to przelałem do czystego garnka, zostawiłem poza lodówką i postanowiłem zobaczyć co z tego będzie. Dzisiaj paczem, a tu normalny, oddzielony od serwatki, biały krążek twarożku. Fakt że dość luźny, ale ani nie jebie, ani nie skwaśniał, ani nic.
No to tylko lekko odsączyłem, a że nadal był za luźny do normalnego jedzenia, zresztą mimo wszystko wolałem nie ryzykować konsumpcji
bez podgrzania, to zmieszałem z jajkiem, mąką, solą, cukrem i sodą i zrobiłem sobie placuszki serowe. Przezajebiste, którymi właśnie się zażeram
Możecie zazdraszczać
Tylko nadal, jako dyplomowanego mikrobiologa, zastanawia mnie, co było "siłą sprawczą" tego. Samozakwaszenie mleka, nawet świeżego (tzn. pasteryzowane z butelce, ale nie UHT, bo go nie uznaję jako "mleka") nie powinno dać efektu ścinania białka. Poszłoby albo w zsiadłe albo w totalnie skwaśniały syf. Tym bardziej przechowywane w lodówce, i bez jego późniejszego (jak przy robieniu domowego twarogu) podgrzewania. Ale tego się pewnie już nie dowiem