Widziałem Tesseract z Danem i z Elliotem
Daniel byłe perfekcyjny, to z resztą słychać na nagraniach "live in studio". Płytę odśpiewywał 1 do 1, zero chodzenia na skróty, czy maskowania. Był za to bardzo zdystansowany na scenie, może to też kwestia obycia, widziałem go rok temu, ale brak było tej więzi frontman-publiczność.
Elliot jest bardzo dynamiczny na scenie, łapie kontakt z ludźmi. Kwestią gustu jest to w jaki sposób się rusza, mi to momentami zawiewa pedalerką (czyli chyba dobrze
), ale wodzirejstwa odmówić mu nie można. Wokalnie jest słabszy od Dana. Nie wyciąga jego partii, najtrudniejsze momenty maskuje odsuwając mikrofon i ma strasznie damskie wibrato. Growl ma konkretny, nakurwia strasznie nisko i głęboko. Dana na koncertach wspomagał Amos, teraz nie ma takiej potrzeby, jest ryk z głębi piekieł.
Osobiście żałuję odejścia Dana, o wiele bardziej pasował mi do tego zespołu, który miażdżył swoim perfekcjonizmem. Teraz również miażdży, ale w 4/5.