Terror wie co dobre - Nauka snów jest masakrycznie dobrym filmem. 9/10 lekutko No, łobczaił ja! A nie było łatwo filmiku "dostać"!
W sumie, to zabawa formą nieprzesadzona, dobrze się ogląda. Ale! czy z tego wynika coś więcej?... Dałbym
7,5/10 Gdybym miał ten film porównać do muzyki - to jak słuchanie Dillinger Escape Plan.
Wspominałem
Synecdoche: New York .
Spoiler Terror - łoglądamy z Żoną Synecdoche, New York . Jesteś raczej blisko tych klimatów (Adaptacja , Zakochany bez pamięci - to wciąż Charlie Kaufman!). Po pierwszej połowie filmu - ciężko, neurotycznie, wielopłaszczyznowo. Napiszę więcej - po.
Obejrzeliśmy do końca. Ciężar i jeszcze raz ciężar. Ale jednak nie w sensie dołowania (choć w sumie...), ale jest to intelektualne wyzwanie. Nie ma tam zbędnego dialogu, sceny, a w każdej z nich roi się od smaczków, mini-scen w tle, aluzji, ukazywania się kreskówek z głównym bohaterem. Bardzo siada na bańce - myślisz o tym filmie długo po obejrzeniu, wracają obrazy. Żeby w ogóle zacząć, trzeba wiedzieć co to synedocha
. Jest to film wielowarstwowy, ludzie piszą, że i przy trzecim razie wciąż coś wyłapują. Wyobraźcie sobie scenariusz napisany przez kogoś, kto siedzi w świecie filmu i chce pokazać to, co byłoby podwójnym zapętleniem idei filmu: aktorzy grający aktorów grających prawdziwe postaci... Kaufman jedzie coraz bliżej granicy twórczej ekstrapolacji, ale nie jest to z pewnością motajw: zrobię intelektualną sraczkę, a wy szukajcie w tym sensu i mojego geniuszu, jak np.
Inland Empire . Dla mnie
Synecdoche to film wybitny, absolutnie nie dla każdego! Polecam się zmierzyć.
Oglądanie tego filmu, to z kolei troszki Neurosis, troszki ISIS...
10/10 * * *
Ostatnio od filmów mocno odjechanych boli mnie już głowa. Teraz wreszcie muszę zobaczyć coś prostego: wybuchy itd.
Idąc więc tropem muzycznym - teraz powinienem obejrzeć np. "Commando", jako odpowiednik... (nomen omen) "Kill 'Em All"!
* * *
ED: No i ciąg dalszy odrabiania 1,5 rocznych zaległości w filmowych ekscesach:
Szalone serce (Crazy Heart) , 2009
Znuff nie było wybuchuff...
Nie będę się rozpisywał: miał być budżetowy, kameralny film, skończyło się na Oskarze dla Jeffa Bridgesa
Coś jak "Zapaśnik", tylko o podstarzałym i podupadłym muzyku country. Spokojne, życiowe, nie nabzdyczone oglądanie.
9/10