W końcu wolny weekend i wyjątkowo 2 bardzo udane filmy zaliczone.
RAWBardzo fajny, nieschematyczny i zaskakujące zakończenie, które po prostu cieszy buzię
7/10
---
THE KILLING OF A SACRED DEERNowy film Pana od świeżego i abstrakcyjnego Lobstera. Wspaniały. Przez pół filmu mamy wrażenie, że nakręcił to Wes Anderson (ten z czasów Zissou i Tannenbaumów, gdy nie był jeszcze nudny i zmanierowany). Ale do czasu, bo Yorgos Lanthimos ewidentnie tworzy własny język filmowy, którego nie wypada tłumaczyć, tak jak w przypadku np. Davida Lyncha. Dlatego mamy historię, która zmierza sobie gdzieś sama, nie znajdziemy tu żadnego komunikatu twórcy. I bardzo dobrze, bo moralizatorstwa z każdej strony chyba wszyscy mamy już dosyć
9/10