jak wszyscy to wszyscy, też opowiem historię mego życia (sevenstringowego)
zacznę od tego, że spotkałem się z bandą niestety dopiero w sobotę po południu, w piątek byłem na baletach i czasu zabrakło. sama wyprawa do Wróbla owocowała w wiele niespodzianek takich jak wspomniana awaria samochodu tudzież ziomerski GPS Purpla (albo Domasia, nie pamiętam). Na szczęście obyło się bez wizyty w warsztacie pana Stefana w Chotomowie, więc mogłem już ruszać na spotkanie z Zorzastym i resztą. Podróż do Wróbla również nie należała do najprostszych, ponieważ, jak to słusznie zauważył Purple, nasz GPS był pierwszy raz w Warszawie, więc co i raz wyprowadzał nas w pole (niemal dosłownie).
Co się działo po dotarciu na miejsce to już zostało z grubsza streszczone, mnie osobiście urzekło wiosełko Toleina (tylko po hói zamawiałeś lewusa no...
), błękitny Viper Jamesa też bardzo mi przypadł do gustu. James co prawda trochę na niego psioczył, bo na wykresie kiepsko wyglądał, no ale nie zagłębiajmy się (w końcu dopiero co się poznaliśmy
). Na uznanie zasługiwał również szlachetny bimber Wyska, zaprawdę wysokiej klasy, oraz shee Domasia (mniam (shee, nie Domaś
)). Ogólnie towarzystwo było super, naprawdę fajnie było poznać wszystkich osobiście. oraz w niektórych przypadkach zostać też lekko zaskoczonym, pozdro James.
Niestety musiałem się zwijać dość wcześnie (dzięki Purple, zdążyliśmy na tamten autobus
). Mimo tego i tak wylądowałem w domu o 5 rano, po trzech godzinach jazdy komunikacją miejską i późniejszym rajdzie 2km na nogach do domu (jest hardkorem, korva). ale było warto!
pozdro dla wszystkich, którzy byli na gejparty oraz dla tych, którzy nie byli, a których mam nadzieję będę miał okazję poznać na kolejnym spotkaniu
