Doświadczenie dość powszechne w niektórych kręgach, szczególnie tych około-syntezatorowych, czyli rozterki nad przejściem na “DAWless”, więc może ktoś z forum ma podobnie. Proszę ten post potraktować też jako miejsce do dzielenia się doświadczeniami z MPC X/MPC X SE, bo będę wdzięczny za takowe.
Ogólne pytanie: ma doświadczenie z przerzucania się z komputera na MPC? Konkretnie to: odkąd nie mieszkam w domu rodzinnym, a szczególnie odkąd mam zauważalnie mniejsze biurko we własnym mieszkaniu, to mało siedzę nad nagrywaniem muzyki, klikanie myszką wyrzuca mnie z flow, bo mam mało miejsca, które musi pełnić kilka funkcji naraz i dużo dystrakcji wokół, że ciężko mi wejść “in the zone”. Kupiłem jakiś czas temu Pusha 2, ale nie wkręciłem się na dość, żeby się go nauczyć, miałem SP404 i to była kompletna porażka, bo wszystko było poukrywane za dziwnymi skrótami i nie miałem cierpliwości do ogarnięcia tematu. Więc zacząłem myśleć nad opcją nuklearną, czyli MPC X.
Czy all-in-one w stylu MPC X jest na tyle spoko, że: (1) będzie na tyle nakierowany na cel, żeby wyrobić pamięć mięśniową i się nie rozpraszać, (2) na tyle intuicyjny, że próg wejścia mnie nie odstraszy jak w SP404mkII, (3) ale też jakość wszystkiego w środku na tyle sensowna, że nie będę myślał, że 15 lat temu Logic miał lepsze brzmienia i presety albo zrobi się z tego tylko wyłącznie szkicownik jak Korg Gadget na iPadzie, tylko w wersji hardware?
Przede wszystkim, skoro mam Maca na M1, to może lepiej siąść na dupie, przemęczyć się i wykuć się workflow na tym Pushu i wyjdzie na jedno albo nawet na lepsze?