Wiecie co, cała ta dywagacja na temat wynajmować czy kupić idzie się jebać w momencie, kiedy człowiek zda sobie sprawę, że nie stać go nawet na wkład własny.
W Kraku zwykłe 2 pokoje (37 metrów!) potrafi kosztować 700k.
Niecałe 50m to już niecałe 800k minimum, w stanie surowym. Łatwo znaleźć oferty bliżej miliona.
Zaznaczam - to małe mieszkania, które są właściwie minimum dla pary, zresztą gdybym był singlem, to w tym wieku i tak byłoby to akurat na wymiar. Nie mówimy tu o dwóch osobnych pokojach, na planach wygląda to tak, że jest kuchnia z salonem i sypialnia. Gdyby trzymać się tego, co kiedyś z dziewczyną dyskutowaliśmy, to w takim układzie tak naprawdę potrzebujemy 3 pokoi.
Najmniejsze 3 pokoje z kolei to jest znów minimum 800k, często 1.1M+.
Zakładając wkład własny 20% - bo takie zdaje się jest obecnie realne minimum - znaczy że trzeba mieć przy sobie te 200k już w gotówce. Pany, jak nazbierać takie pieniądze zarabiając w okolicach średniej krajowej? Jeszcze w momencie kiedy w tym mieście co chwilę są masowe zwolnienia i nikt nie może być pewien jutra?
Kurwa, sam jestem na wylocie, zostały mi 4 miesiące pracy, i jasne, jak wszystko dobrze pójdzie to dostanę solidny bonus, ale to nie będzie nawet połowa wkładu własnego, nie mówiąc o dalszym jebaniu się z ewentualnym kredytem przez 30+ lat życia. Ja nawet nie wiem, czy tyle jeszcze przeżyję.