A propos dzielnej policji.
Tytułem wprowadzenia - ponieważ nie ma tras koncertowych a jeść trzeba, to Yoneczek został warsiawskim cierpem, taryfiarzem znaczy. Poszedłem do taniego korpo, takiego z 1.80 zł/km na szybce (są tacy co mają 3 zł). Latem skończyłem kurs na Dw. Wschodnim więc sobie podjeżdżam na postój od Kijowskiej bo jest publiczny. No to sobie stoję 3-ci w kolejce, przede mną auto FreeNow. Ciepło, to okienko otwarte mam. Nagle wysiada z tego auta typ, wielki jebany skurwiel, podchodzi do mnie i wali tekst:
- A co Ty tu robisz, wypierdalaj!
- Co? Typie, sam spierdalaj, to publiczny postój.
- Publiczny? Dam Ci kurwo publiczny.
I zajebał mi gazem pieprzowym w ryj. Po czym wsiadł w auto i odjechał. Zrobiłem mu zdjęcia, okazało się, że jest z dzieckiem w ogóle. U mnie ujebana tym chujostwem morda, oczy pieką, kaszel od razu, zniszczona koszula, upierdolona tapicerka w aucie.
Jak się ogarnąłem to dzwonię na psy, podaję dane. Słyszę, że muszę osobiście na komisariat. Kurwa. No dobra, daleko nie ma.
- Ale jak to gazem? Ma Pan jakieś obrażenia? Obdukcja?
- Morda mnie piecze i nie mogę oddychać?
- Nieeeee, proszę pana, takie rzeczy to z powództwa cywilnego, przecież nic Panu nie jest. Dowidzenia.
Do biura FreeNow dostałem się po godzinie awantury, wezwali kutasa na dywanik ponoć, zeznał, że się bronił, nie ma tematu.
Druga akcja to typ mi wjechał na mój pas, obtarł auto i spierdolił. Policja zasugerowała żebym przez Fundusz Gwarancyjny to robił sam, będzie szybciej odszkodowanie. Posłuchałem.
Odmowa wypłaty bo brak postępowania policji.
Dodajcie do tego teraz to, co się dzieje na ulicach. Kurwy jebane leseranci. ACAB. We wapno.