...
Coś na zasadzie historii mojego znajomego na rekrutacji w bardzo dużym koncernie. Nie pamiętam dokładnych cyfr ale zachowam skalę:
-moje oczekiwania to 7 tysięcy brutto.
-Możemy zaoferować 5,5 podstawy, ale spokojnie z nadgodzinami wyjdzie 7.
Nie no, super sprawa. Z góry zakładają, że pracownik nie ma życia prywatnego. Szkoda, że ja tam nie trafiłem na rozmowę, bo bym lasce powiedział, co myślę o takim systemie.
Ale jaki problem założ firmę zainwestuj i zarabiaj sobie i 100tys.
Powiem tak, pokaż najpierw co potrafisz przez pierwszy miesiąc za 5tys, co wg mnie i tak na nasze standardy jest sporo i wtedy sie targuj.
A Ty już zarabiasz we własnej firmie 100 tys? Czy jednak jest z tym jakiś problem? Nie lubię taki uogólnień i wyolbrzymień.
Nie do końca mnie zrozumiałeś. Nawet nie ma w tym przypadku znaczenia czy to sporo, czy nie i wg. jakich standardów. Chodziło mi o samą logikę pracodawcy typu „Janusz biznesu”. A to ogromna, międzynarodowa korporacja. Mówisz swoim pracownikom, ze zarobią tyle, ile wynosi średnia na podobnym stanowisku z podobnymi kwalifikacjami, ale jeśli będą każdego dnia robić po 12h? Bo realia są takie, że kwota zaproponowana przez mojego kumpla była w zasięgu i w innej firmie tyle dostał, nadgodziny ma okazjonalne i płatne jeszcze dodatkowo.
Okres próbny za mniejszą kasę, niż docelowa, o której się rozmawia, to też naturalna rzecz. Nawet nie miesiąc, tylko zwykle przynajmniej 3.
Pokolenie, któremu się w dupach poprzewracało, o którym Bat pisze, to też fakt. Ani ten kumpel, do takiego nie należy, ani ja. Odpracowałem swoje za kasę, która jako tako wystarczała na akademik, jedzenie i jakieś drobiazgi. Teraz już nie mam kontaktów z tymi ludźmi, ale w okresie zakończenia studiów słyszałem trochę narzekań, że tyle CV wysłanych, a żadnego odzewu. To mówiły osoby, które prowadziły stereotypowe studenckie życia. Kto załapywał się na jakieś dodatkowe staże, czy potem już normalną pracę – nie miał problemu z płynnym przejściem na karierę zawodową w branży.