Ale trochę mieszasz Jarku 2 rzeczy - pracę na typowym etacie 5x8, i "freelancerstwo". Przecież nawet u Ciebie jak jesteśmy na wyjazdach, to nie ma że czerwona karta w kalendarzu (a robiło się w święta państwowe, oj robiło), że 3cia w nocy, że 24+ godzina roboty z rzędu. Jest zlecenie to trzeba zrobić, i nichuja.
Natomiast etat to etat - Żona Moja robi 6-14 od poniedziałku do piątku. Jak są nadgodziny to się zastanawia czy iść - chce to idzie, nie chce to nie. I nikt jej nie ma prawa zmusić. Faktem jest że kasę ma za to sporą (taka jedna sobota ekstra, czyli 8h pracy, to ładnie ponad 2 stówy na czysto do wypłaty
), ale nie chce bo ma np. masaż cycków
- nie idzie. I też nichuja. Teraz to już może nie być takie proste.
Ja ostatnią pracę która miała pozory 5x8 miałem 2 lata temu, a taką typową 8-16 - nigdy. I żyję. Ale wiem jednocześnie jak bardzo to wkurwia, kiedy pojebany kierowniczek wpierdala cię w grafik gdzie masz 2 wolne dni weekendowe w miesiącu (konkretnie 2 soboty i żadnej niedzieli), bo jego liziwory muszą dostać też 2, ale pełne weekendy + jeszcze niedziele. I tego żadne pieniądz ci nie wynagrodzi, a przynajmniej nie taki jaki za to łaskawie ów kierowniczek ci rzuci.
To co podałeś, to dla mnie są wszystko problemy związane z "pracuję bo muszę, bo nie mam innego wyjścia"
Szczęśliwi ci, którzy mają pracę "chcę, lubię i jeszcze grubą kasę dostaję". I szczerze im tego gratuluję. Ale
nie wszyscy tak mają bardzo wielu rzyga swoją robotą, bo i kasa chujowa, i gruby zapierdol, i szef debil, i rozliczenia nie w terminie, a zmienić nie ma jak, a nawet jak jest to wcale nie na lepszą. Ja się staram na swoje prace (byłe i obecne
) nie narzekać, robić co do mnie należy i się nie użalać, ale czasami się naprawdę nóż w kieszeni otwiera jak o tym wszystkim pomyśli.