Teoretycznie też mi ich szkoda ;]
A jeszcze się pofrustruję... wczorajsza sytuacja to było tylko takie dopełnienie świetnego weekendu. Zaczął się od tego, że w piątkowy wieczór cieszyliśmy się z babeczką skończonym remontem w nowym mieszkaniu, ze szczególnym wyróżnieniem funkcjonującej kuchni, po 1,5 miesiąca żarcia na wynos. Jeszcze udało się bardzo szybko załatwić remont dachu w spółdzielni, bo w jednym małym miejscu była plama na suficie (przeciekło z dachu na strych, ze strychu do nas). I w ten piękny piątkowy wieczór gotujemy sobie w kuchni, a tu nagle burza i ulewa. Lubimy taką pogodę (z okna oczywiście;)), więc zrobiło się jeszcze sympatyczniej... ale nie na długo. Okazało się, że Ci upośledzeni dekarze nie zabezpieczyli na taką okoliczność dachu w rozbiórce. I całe nasze kurwa nowo-wyremontowane mieszkanie zalane, razem z tym całym smrodem ze strychu (stara kamienica w centrum). Było pięknie, stara kamienica, wysokie pokoje, wszystko na biało, a teraz w prawie każdym pomieszczeniu jest sufit w barwach różnych odcieni gówna.
I cała reszta piątkowego wieczoru spędzona w deszczu z durnymi dekarzami, żeby przypilnować czy dobrze wszystko zabezpieczą, zamiast radosnego świętowania skończonego mieszkania z babeczką :/