Pivo, ja panimaju. Nieskromnie przyznam się, że do tej pory nie miałem semestru abym nie podpadł przez niewyparzony język i swoistą odwagę w powiedzeniu prawdy. Ale to wszystko u doktorów - stare wygi, mają dystans do siebie i rozumieją, że student butny i ma całkowicie inne spojrzenie na dane zagadnienie. Taki przemyśli, przeliczy i stwierdzi, że to prawo studenta - wstać i wytknąć konstruktywnie bez strachu błąd w myśleniu wykładowcy. Co innego magisterki...
Doktor który wykłada na mojej specjalności przedmiot bezpieczeństwo imprez masowych, opowiadał jak jedna z doktorantek zawiązała niejaki sojusz z resztą podobnej jej hałastry i walą donosy do dziekana na wszystkich. Niektórzy doktorzy są przerażeni. Mało tego - oni zarabiają więcej niż doktorzy
Rozumiesz? Asystenci z bożej łaski, zarabia więcej niż dydaktyk z stażem i nierzadko będąc na emerytem wojskowym/policyjnym. AON paranoid.
To wszystko nie zmienia, że zostałem ukarany niesłusznie. Poniosło mnie i wplotłem zgrabne kurwy w kilka zdań. Miałem (dobra, nadal mam) ochotę strzelić mu w papę. Swoim pyszeniem się, mendowatym sposobem bycia, czepliwością zalazł za skórę nie pierwszej grupie. Druga specjalność, na której jest więcej grup ćw miała z nim w poprzednim semestrze zajęcia. I ostrzegali nas przed nim - ale moja grupa uległa pierwszym wrażeniu. Teraz każdy ma fiuta dość.
Cholera, dobrze, że wujek wykłada na wydziale i jest znajomym dziekana
Chyba się przejdę i pogadam