A mnie od zawsze wkurwiały niemiłosiernie recenzje gitar w gazetach specjalistycznych. No, żesz kurwa ich mać! Pół biedy anglosaskie, ale te w "naszych" sprawiają, że chcę upokarzać nieletnie sieroty. Najpierw, na 5 kolumn jakiś ułomny, upośledzony literacko 19-latek rozpisuje się knajacką para-polszczyzną, że gitara ma binding (albo nie ma) i dwa humbuckery (albo 3, albo 8, albo single) i że klucze, których jest 6 chodzą łatwo, ale jakby nie... Doda też, ze jest zielona, albo chujosina, a obok, na całą stronę jest gigantyczne zdjęcie jakiegoś jebanego Corta. WIDZĘ GO CHUJU! Nie musisz jebać tej bezsensownej wierszówki. Widzę go, kurwa głośno i wyraźnie! Daj lepiej w to miejsce fotę z wakacji w Tunezji ze swoją brzydką, głupią, nudną babą. Będzie bardziej interesująco. Ryli.
Potem jest konstruktywna uwaga, ze gitara jest "bardzo ciężka" (4,5 kg), albo "zabawnie lekka" (4,1kg). No, jak ci tak cwelu ciężko, to się zapisz na zginanie origami z kalki technicznej, byleś tylko nie wypowiadał się w periodykach specjalistycznych. Chyba, ze jesteś karłem, albo ci starzy mało wapnia do komory zabaw zsypywali.
A na koniec, po bełkotliwym opisie podpięcia tego gówna do soundblastera okazuje się, że gitara jest "półprofesjonalna". Czyli, kurwa jaka? Krzysztof Penderecki gdy mnie z nią zobaczy każe mi wypierdalać, czy też uśmiechnie się dobrotliwie wskazując batutą miejsce za drugim pulpitem altówek? Pan młody wyjebie mi z grzywy na weselu? A może chodzi o to, że mogę śmiało zastępować Petrucci'ego, tylko nie wolno mi brać kasy za gigi w drimtjeter?