W wieku dwóch lat "mądry" Martens w jednym z rzeszowskich sklepów Społem usłyszał od mamy: "Nie pchaj palców między drzwi a ich futrynę!!!". Niestety ostrzeżenie swojej rodzicielki miał głęboko w poważaniu, co zaowocowało utratą końcówki palca wskazującego lewej ręki, rajdem przez Rzeszów autem marki Trabant na pogotowie, krótkim zabiegiem przyszycia tego, co z opuszka udało się uratować i serią zmian opatrunku. Po latach ten sam człowiek dopadł instrumentu zwanego gitarą i... zaczęły się schody. Owszem, skóra na felernym palcu po jakimś czasie stwardniała, ale pewne problemy pozostały. Palec jest krótszy o ok. 8 mm od swojego brata bliźniaka w prawej ręce, ma inny kształt, a na jego czubku znajduje się malutka część, która NIGDY nie zarasta naskórkiem (widać skórę właściwą). Owocuje to brakiem pełnego zgięcia palca, często bólem, trudnościami z wykonaniem pewnych technik (np. podciągnięcia palcem wskazującym, słiping) itp. Brak estetyki nigdy mi nie przeszkadzał, za to problemy z graniem na wiośle, czy basie bardzo. Usłyszałem ostatnio, że można to porządnie zoperować u chirurga plastycznego (rozcinają palec, wsadzają silikonową nakładkę i naciągają skórę), ale nie mogę nigdzie znaleźć informacji o takim zabiegu. Starałem się też dopaść gumowe nasadki, mniej więcej takie, jakie stosuje Iommi, ale tych także nie znalazłem. Może Wy macie dostęp do takich informacji??? Albo, czego nie życzę, macie podobny problem, jak ja? Jeśli tak, to jak sobie z nim radzicie? Jak zwalczacie podobne ułomności?
Załączam zdjęcia, które, choć miernej jakości, w jakiś sposób obrazują ten problem.