Tak się jakoś złożyło, że zdałem sobie sprawę z faktu, że od ponad dwóch lat nie kupiłem żadnej gitary! Trzeba było to zmienić.
Założenie było proste - ma być ładna (tak, to był priorytet!), wygodna jeśli chodzi o dostęp do wysokich pozycji oraz mieć aktywne pikapy.
Oczywiście preferowałem gitary sześciostrunowe ale jako że jedna z siódemek pojawiła się niezwykle szybko lokalnie, wsiadłem w pociąg i pół godziny później miałem ją w łapach.
Dwie godziny póżniej pojechała ze mną do domu.
Oto i ona:
Spoiler Jak widać - C-7 ATX, poważanej w pewnych kręgach firmy Szekteł. Rocznik 2013, któryś z poprzednich właścicieli (z tego co wiem było ich dwóch) wymienił Blackoutsy na EMG 707. Ja mam to w dupiu, ważne że maskują moje rażące braki w umiejętnościach podczas nagrywania
Model znany i lubiany, nie będę się więc rozwodził nad technikaliami. Pojawia się jednak kilka pytań, przy czym zacznę od najbardziej oczywistego.
Czy gryf jest kołkowaty? Tak, wydaje mi się że trochę tak. Ale dla mnie najlepszym profilem gryfu jest trzonek od kilofa stosowany w Telecasterach. Poza tym, jak to mawiali starożytni Egipcjanie, złemu tancerzowi prącie w tańcu mrowi. Dla mnie kołkowatość = wygoda.
Dłuższa skala? Czy ma to wpływ na wygodę gry? Podejrzewam że ma, przy przesiadce z ukulele na bas. Grajcie zamiast pierdolić głupoty.
Siódma struna! Zarzekałeś się że nie potrzebujesz! Pewnie nie potrzebuję, prawda. Ale kupiłem z tego samego powodu dla którego pies liże się po jajach. A jak odczułem przesiadkę na szerszy gryf i jedną strunę więcej? Powiem szczerze, byłem w totalnym szoku. Albowiem nie odczułem wcale. Poważnie - jeśli chodzi o wygodę gry, nie stanowi to dla mnie absolutnie żadnej różnicy. Może dlatego że jestem gitarzystą absolutnie chujowym i nie gra roli czy nie umiem grać na szóstce czy na siódemce.
Więcej porno, zdjęcia robione napletkiem:
Spoiler