Najczęściej nie wiesz, co Cię w życiu spotka. Czasem jest to coś dobrego, czasem coś złego. Tym jednak razem trafiło się ślepej kurze ziarno. Gitara jest ze wszech miar zajebista. A minusy? Jakie minusy, człowieku...W zasadzie nie potrzebowałem tej gitary. Mam swoją ukochaną siódemkę, która ma u mnie dożywocie, którą - jak dowiedziałem się, że nasz kolega z forum ma ją u siebie - starałem się od niego kupić przez 1,5 roku, aż się udało. W zasadzie w tym RG550 nie ma absolutnie nic wyjątkowego. Dopóki nie weźmiesz tej ślicznotki do ręki.
Pierwsza reakcja wizualna. No jest okej. Patrzę z bliższej odległości i jest nawet bardzo okej. Jedna widoczna ryska na lakierze, jakieś mini-wgniotki, które można policzyć na palcach jednej ręki. Z tyłu - właściwie nic. Gryf z kolei bez żadnych uszczerbków. Ot,
wygląda jak powystawówka. Lakier mieni się w odcieniach od sakralnej purpury po ciemny granat. Bardzo fajny pigment.
Podstrunnica zaopatrzona w
klon płomienisty, żeby było ciekawiej. Jak na wiosło z 1994 roku jest świetnie zachowane. Zdawałoby się, że ktoś bardzo mało na niej grał... a mimo to gitara drży w łapie przy każdym uderzeniu w struny. Pięknie rozegrany kawał dechy. Wibruje i korpus, i gryfik. Tak, gryfik - bo to jest listewka, która ma 17mm grubości na I progu. Czy to wygodne? To jest
najwygodniejsze 6 strun jakie kiedykolwiek miałem w rękach. Ale oczywiście wiem, że nie każdemu to się spodoba. Jak na przykład kolekcjonerowi i koneserowi gitar, od którego owy instrument odkupiłem.
"Dziwnie grać 15 lat na les paulu i nie mieć les paula w domu" - powiedział.
Samo brzmienie zaś - to kwestia gustu. W gitarze zainstalowany jest set DiMarzio Evolution. Póki co się sprawdza, acz może wymienię na coś innego, np. Air Norton i Steve's Special. Albo SH4. Zobaczymy.
Poza tym instrument ma wymienione potencjometry na CTS Japan (stare po 20 latach miały prawo troszkę się zużyć...) a miesiąc temu miał zrobiony pierwszy szlif progów. Struny leżą niziutko, grają mięciutko i nic się nie rozstraja.
Cóż mogę jeszcze rzec? Im dłużej mam tę gitarę (jeszcze nie minął tydzień) tym bardziej się przekonuję, że CHYBA jej nie puszczę dalej. Prawdziwy cukiereczek, eye-candy i okazja, bo osobiście mam wrażenie, że bardzo, ale to bardzo trudno dostać w naszym kraju RG550 w
tak dobrym stanie. Szukałem jakiegoś białego strata a to wiosło to po prostu turbostrat na japońskim koksie. A że ma jeszcze do tego mocno sceniczny lakier... Można lubić, można nie. Ja lubię także ekstrawaganckie kolorki a ten instrument daje mi szeroki uśmiech na gębie. I o to chyba w tym chodzi.