Podobno z płodnością problemy ma około 10% Polaków w wieku z braku lepszych określeń, prokreacyjnym. To daje do 20% par, które mogą mieć problem mniejszy lub większy, więc nie taki margines. Wiadomo, że nie wszędzie od razu trzeba in vitro stosować, ale zawsze. Skala problemu jest coraz bardziej poważna, bo szeroki dostęp do antykoncepcji hormonalnej skutkuje różnymi próbami oszukania fizjologii (kobiety, które "pozwalają sobie" na okres raz w roku). A potem zdziwienie, że nie wszystko chce działać, jak trzeba. Albo noszenie telefonu w spodniach u facetów, też przekłada się realnie na układ hormonalny (zbadany spadek poziomu testosteronu o ~18%).
Patrząc z punktu widzenia państwa, 15k inwestycji w obywatela, który w ciągu swojego życia zwróci im się po wielokroć, o ile nie wyjedzie za chlebem to też nie najgorszy biznes. W tym przypadku też obstawiam uprzedzenia światopoglądowe nad aspektem ekonomicznym.