Tylko i wyłącznie rozmowa oraz wszystkie karty na stół. Jak trzeba, to powtarzać co jakiś czas. Wyjdzie w praniu, na ile poważnie osobnik bierze to do siebie. Musi to być rozmowa w grupie (żeby człowiek miał świadomość, że to ogólny trend w kapeli) - indywidualne podejście podświadomie identyfikowane jest z próbą sił przez taką osobę, co naturalnie rodzi bunt
Apropos - duże umiejętności i posiadanie sprzętu nigdy nie zrekompensują złej aury w zespole. Dla mnie, najważniejsza jest koleżeńska atmosfera i świadomość, że się 'gra w jednym teamie'. Po prostu ważne jest określenie priorytetów oraz kierunku rozwoju, na który wszyscy przystają bez ukrytych zgrzytów. To ważne!
Inna sprawa, jak ktoś ma przerost ambicji, uważa że zrobi coś lepiej - wtedy niech zakłada własny band i się sprawdza. Proste - jak jest taki kozak, niech działa
Ludzka natura jest jednak tak pprzewrotna, że przeważnie tacy ludzie mają swoje problemy z funkcjonowaniem w grupie inaczej, niż tylko na własnych zasadach... Z zespołu chuj im wychodzi (bo jak wyżej), więc wbijają do funkcjonującego składu i zaczynają jątrzyć
Są też tacy, którzy szybko się zapalają i równie szybko gasną. W zespole jednak takie coś nie zadziała, bo zwyczajnie wymagana jest przede wszystkim konsekwentna współpraca, o czym wszyscy wiemy. Z tych powodów (nie wspominam tutaj o ludziach słabo czających, na innym levelu technicznym, gwiazdorach, typach na pól-gwizdka itp, bo to oczywiste), czasem idzie przerzucić sporo, aby skład się ustabilizował i zostali tylko Ci, co mieli zostać.
A na koniec - nic nie jest wieczne - ludzie się zmieniają, zmieniają się ich oczekiwania, inspiracje, sytuacja życiowa itp. itd. Po osiągnięciu pewnego zen w składzie, najważniejszą rzeczą zaczyna być dobra menedżerka (kontakty, możliwości), aby coś z tych wszystkich działań zaczęło wynikać.