Gadżety apla oddaję żonie, bo są mi na chuj potrzebne, ale... - Ipada ma już prawie trzy lata, zupełnie o niego nie dba, nosi w torebce, ciągle gdzieś z nim lata, albo jeździ i nic. Każda z jej koleżanek z roboty była przez ten czas przynajmniej raz ze swoim Samsungiem, albo LG w serwisie. Mówię o tabletach, bo współczesne smartfony to osobna komedia dla upośledzonych.
Niedawno pomyślałem sobie, że może czas na zmiany (mam od chyba 6 lat nokie 52 i lepiej nie można - upadków na beton i rozjebania się na wszystkie części bez wpływu na działanie nie policzę) i będąc w murice odwiedziłem salony koreańczyków z najnowszymi wypasami. Kurwa, co za syf... Serio zrobiło mi się przykro, jak to chujowo działa, w porównaniu z aplami. Od razu mówię, że się nie znam: nie włamuję się do pentagonu, nie hakuję kont bankowych, nie gram w fife prowadząc samochód na autostradzie. Patrzę na to zagadnienie, jak zwykły użytkownik, który chce mieć płynnie, przyjaźnie i żeby się nie psuło. No, kurwa - z czym do gościa. A ta cała aplowska filozofia? - jebać ją